Spis treści
- Madera znaczy „drewniana”
- Madera: wyspa imienia Cristiano Ronaldo
- Caniço: kurort na klifie
- Trzy hotele w jednym, czyli gdzie się zatrzymać na Maderze?
- Ajurweda rady nie da?
- W stolicy Madery. Funchal, czyli takie małe Rio
- W górę i w dół: teleferico i carreiros
- Banany ananasowe (a może ananasy bananowe?) na Mercado dos Lavradores
- Przechadzka po wybrzeżu Funchal
- Madera jak kipiący garnek. Pico de Arieiro i wędrówki po górach
- Wyspa dla aktywnych: lewady, kajaki i golf na Maderze
- Ryby, szaszłyki i ślimaki, czyli kulinarna Madera
- Sączę ponczę: wina, rumy i drinki Madery
- Galeria zdjęć z wyprawy na Maderę
- Informacje praktyczne o Maderze
- Najważniejsze święta: kiedy warto odwiedzić Maderę?
Madera znaczy „drewniana”
MAPA: Madera leży na Atlantyku, niecały 1000 km od wybrzeży Portugalii, na wysokości Marrakeszu. Towarzyszą jej mniejsze wyspy, tworzące archipelag: Porto Santo z własnym lotniskiem i niezamieszkałe Desertas. Geograficznie to już płyta afrykańska, ale kulturowo Madera zawsze była europejska.
Wylądowaliśmy na Maderze w pochmurne popołudnie, co – jak się później okazało – samo w sobie było niemałym wyczynem. Dostać się na Maderę nie jest tak łatwo. Przekonali się o tym już portugalscy żeglarze, którzy odkryli wyspę właściwie przypadkiem, gdy w 1418 r. rozbili swój statek o sąsiednią hałdę piachu, zwaną dziś Porto Santo. Gdy wypatrzyli w oddali drugą wyspę, porośniętą lasem, nazwali ją Madeira, co po portugalsku oznacza drewno.
My nie musieliśmy już niczego odkrywać, ale i tak czekało nas trudne lądowanie. Okazuje się, że samoloty wcale nie mają z Maderą łatwiej od okrętów. Maderskie lotnisko jest jednym z najniebezpieczniejszych na świecie i mogą tu lądować tylko piloci ze specjalną licencją. Pas jest krótki (spory odcinek wystaje nad oceanem, wsparty na gigantycznych betonowych kolumnach, bo na lądzie skończyło się miejsce), wiatry silne, a górzysta okolica zdradliwa. Przy szczególnie złej pogodzie jedyne lotnisko Madery jest zamykane, samoloty zmierzające na wyspę zawracane, a loty powrotne na kontynent odwoływane.
Tym razem jednak szczęśliwie wylądowaliśmy – widać był z nami duchem i wspierał nas przychylną myślą nieformalny patron wyspy i jej najsławniejszy w świecie syn: Luís Alberto Figueira Gonçalves Jardim, portugalski perkusista.
To żart. Chodzi oczywiście o Cristiano Ronaldo.
Madera: wyspa imienia Cristiano Ronaldo
Cristiano Ronaldo, urodzony w Funchal gwiazdor footballu, napastnik Manchesteru United i kapitan reprezentacji Portugalii, to dziś najbardziej znany Maderczyk, rozpoznawany na całym świecie przez fanów sportu w każdym wieku. Nawet gdyby uchował się ktoś, kto nie wie, kim jest Cristiano Ronaldo, po przylocie na Maderę natychmiast się dowie, bo jedyne tutejsze lotnisko nosi imię piłkarza. Budynek terminalu zdobi duży portret Cristiano, a przy głównym wejściu stoi jego popiersie.
Maderczycy kochają Cristiano Ronaldo i chwalą się nim chętnie, a fani piłkarza mają w Funchal prawdziwy karnawał. Na niewielkiej przestrzeni w stolicy wyspy zobaczyć można liczne miejsca związane z dzieciństwem i początkami kariery Cristiano: szpital, w którym przyszedł na świat, kościół, w którym został ochrzczony, dom, w którym dorastał, szkołę, w której się uczył.
W Funchal można Cristiano nie tylko wspominać i podziwiać, ale też przespać się w jego łóżku. Tak jakby. Przy końcu nabrzeża stoi jeden z luksusowych hoteli sieci CR7, należącej do piłkarza. Tu na łóżkach się jednak nie kończy. Ponieważ Madera to dla Cristiano Ronaldo szczególne miejsce, piłkarz zorganizował przy hotelu specjalne i jedyne na świecie muzeum samego siebie. Fani footballu z całego świata odwiedzają niezwykły przybytek, w którym obejrzeć można 126 pucharów i nagród, zdobytych przez Cristiano własnonożnie.
Muzeum jest nieczynne w weekendy, ale nawet wtedy warto przejść się pod główne wejście, przed którym stoi słynna już dziś brązowa statua, przedstawiająca piłkarza. Posąg z twarzy podobny jest raczej do nikogo, ale tablica informuje z dumą, że to właśnie Cristiano, urodzony na Maderze w 1985 r. Warto zrobić sobie zdjęcie przy posągu, a w dodatku miejscowa legenda głosi, że każdy, kto chwyci brązowego Cristiano za – powiedzmy – dłoń, zapewni sobie szczęście i sukces.
Caniço: kurort na klifie
Naszą bazą wypadową w czasie pobytu na Maderze było Caniço de Baixo, urocze miasteczko na południowym wybrzeżu wyspy, mniej więcej w połowie drogi między lotniskiem a Funchal. Miejsce jest dość zaciszne (ok. 13 tys. mieszkańców), z rozwiniętą infrastrukturą turystyczną. Hotele, pensjonaty, sklepy, knajpki i restauracje tulą się do wąskich i krętych uliczek, ale zgubić się tu trudno. Trzeba jednak uważać, bo miasteczko urywa się nagle: Caniço stoi na klifie nad samym oceanem.
Kto lubi kontemplować piękno przyrody, dozna tu niezapomnianych wrażeń. Madera przypomina gigantyczny tort czekoladowy z posypką, który ktoś poobgryzał dookoła, zamiast wykroić sobie kawałek. Z wierzchu jest zielona, odsłonięte klify składają się z warstw skał w różnych odcieniach brązu, a przy wodzie czernią się poszarpane wulkaniczne wnęki i uskoki, tworzące osłonięte od wiatru zatoki i naturalne kąpieliska. Zejść do oceanu jest wiele, choć tutejsze plaże są kamieniste, a nie piaszczyste, nadają się więc bardziej do spacerowania i podziwiania krajobrazu niż leżenia na kocu.
Spacery po maderskim wybrzeży Atlantyku mogą szybko zmienić się w odkrywczą wyprawę. Uważni natkną się u stóp klifów na groty i jaskinie z pięknym widokiem na ocean, w sam raz na piknik lub imprezę. W samym środku Caniço w ocean wrzyna się niska, łysa skała – to historyczny Ponta de Oliveira, czyli Przylądek Oliwkowy, który dawniej wyznaczał granicę między dwiema częściami Madery, podzielonej przez portugalskich zarządców. Na zachodzie widoczny jest malowniczy klif Ponta de Garajau z wielką figurą Chrystusa na szczycie. Na skałę można wygodnie wejść od strony miasta lub wjechać kolejką elektryczną z plaży.
Trzy hotele w jednym, czyli gdzie się zatrzymać na Maderze?
Kamieniste plaże nie powinny odstraszać od Madery fanów błogiego leżakowania na słońcu. Typowe plaże pokrywają brzegi sąsiedniej wyspy – Porto Santo – ponadto w Caniço wygody i miejsca do opalania zapewniają hotele.
Zatrzymaliśmy się w hotelu Galomar, należącym do sieci Sentido. W Caniço stoją jeszcze dwa ich hotele, Galosol i Alpino Atlantico, każdy z inną ofertą i atrakcjami. Dla turystów najistotniejszy jest fakt, że wszystkie hotele Sentido tworzą zintegrowany system, więc goście jednego mogą swobodnie i bez dopłat korzystać z usług w innym.
- Galomar szczyci się swoim system oszczędzania wody i energii, jest w pełni samowystarczalny. Mają tu basen kryty i otwarty nad samym oceanem, taras słoneczny, saunę, spa, restaurację i bar z muzyką na żywo. Sama architektura budynku robi wrażenie: hotel wznosi się na wielu poziomach, wpuszczonych w ścianę klifu. Dzięki temu goście mogą cieszyć oczy niezakłóconym widokiem oceanu, a także obserwować wschody i zachody słońca. Panuje tu spokój – Galomar nie przyjmuje dzieci poniżej 16 roku życia.
- W hotelu Galosol oprócz zwykłych wygód na gości czeka dobrze wyposażona siłownia, są tu też korty do squasha i centrum jogi. Tutaj mile widziane są rodziny z dziećmi.
- Alpino Atlantico ma z kolei do zaoferowania kwiatowe ogrody i relaks w klimacie Dalekiego Wschodu: tutejszą specjalnością jest ajurweda.
Ajurweda rady nie da?
Ajurweda to tradycyjna medycyna starożytnych Indii, zmodernizowana nieco w XX w. tak, by lepiej pasować do gustów i oczekiwań nowoczesnego Zachodu. Ajurweda zakłada, że w ludzkich organizmach nieustannie zachodzą interakcje pięciu żywiołów (czterech standardowych i eteru). Całą ludzkość da się z grubsza podzielić na trzy typy (dosza) o różnych proporcjach żywiołów, zachowaniach i przypadłościach. Zaburzenie równowagi między żywiołami powoduje choroby, które należy leczyć za pomocą licznych technik, ale przede wszystkim - odpowiedniej diety.
W Alpino Atlantico mieliśmy okazję wziąć udział w warsztatach poświęconych ajurwedzie. Sympatyczny kucharz wytłumaczył nam ogólne zasady rządzące kuchnią ajurwedyjską i opowiedział o niezwykłym wpływie, jaki na ludzką kondycję mogą mieć pozornie zwykłe przyprawy, jak goździki, gorczyca, kardamon czy kolendra, połączone umiejętnie według zasad opracowanych przed wiekami w Indiach. Ajurweda naucza, że odpowiednia kombinacja przypraw pozwala uruchomić ich silne właściwości lecznicze. Każdy człowiek powinien zwracać uwagę na to, co je, ponieważ niektóre potrawy i przyprawy mogą być szkodliwe dla określonych dosza, inne zaś bardzo pożyteczne.
Klejnotem ajurwedy jest ghee – klarowane masło, któremu przypisuje się niezwykłe właściwości oczyszczające. Tradycyjnie ghee wykonywane jest z krowiego mleka i wykorzystywane do tzw. panczakarmy – oczyszczenia organizmu z toksyn. Proces panczakarmy może trwać od jednego do trzech tygodni i składa się z wielu zabiegów, od odpowiedniego jedzenia przez relaksujące masaże i medytację, po nacieranie ciała olejkami i akupunkturę.
Należy jasno stwierdzić, że współczesna nauka nie potwierdza niemal niczego, co o niezwykłych właściwościach kuchni i praktyk ajurwedy twierdzi wielu jej zwolenników. Klarowane masło nie uchroni Was przed chorobami, choć może pomóc przy rekonwalescencji, kurkuma nie zahamuje rozwoju raka, choć pasuje do wielu potraw, a Wasze kiepskie samopoczucie prawdopodobnie nie jest wywołane niedoborem eteru.
Mimo to trudno się dziwić popularności ajurwedy w Europie czy USA i tłumom turystów, przyciąganych przez ośrodki takie jak Alpino Atlantico na Maderze. Tylko pomyślcie: przez tydzień (lub nawet trzy) mili ludzie dbają o to, byście nie stresowali się choćby przez sekundę. Chodzicie wszędzie w szlafroku, poją Was pysznymi sokami i herbatami, karmią dobrze doprawionymi daniami w stylu hinduskim (wbrew powszechnemu mniemaniu kuchnia ajurwedyjska nie jest wegańska, używa się w niej tłuszczów zwierzęcych, kości i sporadycznie mięsa). Co jakiś czas robią Wam masaż z wykorzystaniem wonnych olejków. Większość dnia spędzacie zatopieni w miękkiej pufie na słońcu, wpatrzeni w Atlantyk. Jedyne wyzwanie, jakie czeka Was w ośrodku ajurwedy, to nie zasnąć w czasie sesji medytacji.
Ajurweda działa, tylko nie tak, jak chcieliby jej proponenci. Sama w sobie nie stanowi panaceum na wszystkie choroby, choć daje wiele pożytecznych wskazówek dotyczących trybu życia i odżywiania. Ajurweda przede wszystkim oferuje głęboki relaks, pomaga skutecznie uwolnić się od stresu, odzyskać spokój i jasność myślenia. Jeśli chcecie choćby na kilka dni wyrwać się z codzienności, która Was męczy i drażni, i porzucić nudną rutynę, stres i troski, porządna panczakarma w stylu ajurwedy to dla Was idealna propozycja na najbliższy urlop.
W stolicy Madery. Funchal, czyli takie małe Rio
Turystyka na Maderze zorganizowana jest w taki sposób, że za bazy wypadowe do wycieczek i wojaży służą hotele, które często same przygotowują dla gości ofertę zwiedzania. Dzięki temu nie trzeba tracić czasu na organizację: klient pokazuje placem folder z ofertą i może jechać. Na pierwszy ogień wybraliśmy się z przewodniczką do Funchal, stolicy wyspy.
Funchal zamieszkuje nieco ponad 100 tys. mieszkańców – tyle, co warszawskie Śródmieście. Przejście całego nabrzeża raźnym marszem zajmuje ok. 30 min. Na niewielkiej przestrzeni mieści się jednak wiele atrakcji i miejsc wartych odwiedzenia.
Już samo ukształtowanie powierzchni jest w Funchal ciekawe. Miasto stoi na wzgórzach, ale nie jak Rzym, tylko raczej jak Rio de Janeiro. Porośnięte zielenią stożki wyrastają tu i tam, a domy i domki o czerwonych dachach tulą się do nich, jakby się bały, że spadną. Wzgórza Funchal są strome i szybko przechodzą w prawdziwe góry, poprzecinane przepaściami, nad którymi przerzucono zmyślne mosty. Różnice wysokości są tu bardzo duże – niecałe 3 km od wybrzeża wzgórza osiągają już 1000 m n.p.m., klimat jest rześki, a po szybkiej jeździe tramwajem linowym z portu trzeba przełykać ślinę, by wyrównać ciśnienie i odetkać sobie uszy.
Na wzgórzu nad miastem stoi nastraszy w Funchal kościół pw. Matki Bożej z Góry (Nossa Senhora do Monte), w którym znajduje się grobowiec ostatniego cesarza Austro-Węgier, Karola I. Karol został zesłany na Maderę i przeżył tu kilka miesięcy, po czym zmarł i dziś jest katolickim świętym. Dziwniejsze jednak od tego, że austriacki cesarz spoczywa w kościele na wzgórzu w stolicy Madery, jest sposób, w jaki na to wzgórze wjechaliśmy.
W górę i w dół: teleferico i carreiros
W Funchal działa specjalny tramwaj, który wygląda i działa jak kolejka górska. Teleferico do Funchal wozi tubylców i turystów ze stacji przy nabrzeżu na szczyt wzgórza Monte. Wagoniki mkną z prędkością 4 m/s na wysokości do 40 m i zatrzymują się przy Ogrodach Tropikalnych, w pobliżu kościoła. Przejażdżka teleferico nie jest może dobrym pomysłem dla osób bojących się wysokości, ale pozostali powinni spróbować – widoki są niesamowite, w dodatku nie często ma się okazję pojeździć kolejką górską w środku miasta. Jazda trwa ok. 15 minut.
Teleferico to udogodnienie, bez którego poruszanie się po Funchal - mieście, które prawie stacza się z gór do oceanu - byłoby bardzo uciążliwe. Jednak wejście na Monte to tylko połowa problemu. Jak już się dostało na górę, trzeba z niej jakość zejść, a maszerowanie w dół po stromych uliczkach daje się we znaki prawie tak mocno, jak wdrapywanie pod górę. Już dobrze ponad 100 lat temu przedstawiciele klas wyższych Madery uznali, że nie będą schodzić taki kawał z Monte jak zwykli ludzie, zdzierać sobie buty i ryzykować potknięcie, a potem spektakularny zjazd na własnych brzuchach ze wzgórza do samego Atlantyku.
Zgłoszono pomysł, by używać wiklinowych koszy na płozach, w których bogacze będą mogli sobie wygodnie zjechać z kościoła do miasta. W myśl zasady, że jak coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie, Maderczycy szybko zaczęli spuszczać swoją elitę po stromiznach Monte w saniach z desek i wikliny. Tak powstał słynny środek transportu, a dziś atrakcja Funchal i wizytówka dzielnicy: sanie, którymi turyści zjeżdżają ze wzgórza pod opieką tzw. carreiros.
Carreiros to mili panowie w śmiesznych kapeluszach i żółtych butach na specjalnych podeszwach. Wsadzili nas do kosza, złapali sanie z tyłu, a potem rozpędzili cały ten dziwaczny pojazd i już po chwili mknęliśmy w dół w stronę wybrzeża. Na szczęście carreiros nie spuszczają turystów z wierzchołka Monte na złamanie karku, zostawiając na pastwę grawitacji, lecz wskakują na specjalny podest z tyłu sań i przez całą drogę dbają, żeby przejażdżka nie skończyła się na którymś z ostrych zakrętów albo w absurdalnie głębokim rynsztoku, który ciągnie się z prawej strony trasy przez dobre pół kilometra.
Należy dodać, że sanie nie mają własnego toru, lecz suną po ulicy, na której chwilowo zamykany jest ruch. Trasa liczy ok. 2 km, a jazda trwa może 6 minut. Tak jak teleferico, sanie Monte nie są może dla każdego, ale warto przełamać obawy, żeby sprawdzić, jak to jest pędzić przez miasto w saniach z desek i wikliny z napędem w postaci dwóch Portugalczyków.
Banany ananasowe (a może ananasy bananowe?) na Mercado dos Lavradores
Wycieczka na Monte trochę nas rozchwiała, więc udaliśmy się coś zjeść, zaglądając przy okazji na słynne funchalskie targowisko świeżyzny: Mercado dos Lavradores, czyli Targ Rolników. Można tu znaleźć właściwie wszystko, co może przyjść do głowy, i wiele więcej. Był to dla nas czas odkryć. Odkryliśmy na przykład, że jest coś takiego, jak bananowe ananasy. Wyglądają jak podłużne zielonkawe łuski pocisków dużego kalibru z włoskami. Smakują trochę jak banany, a trochę jak ananasy. Mają tam jeszcze budyniowe papaje, nie wspominając o bardziej typowych warzywach, owocach, przyprawach i – oczywiście – rybach. Owoców i warzyw można próbować u sprzedawców, nie trzeba więc kupować żadnych produktów w ciemno tylko dlatego, że wyglądają jak broń przeciwpancerna.
Mercado dos Lavradores to też dobre miejsce na zakup pamiątek. Znajdziecie tu wszelkiego rodzaju wyroby z korka (Portugalia jest dumna ze swoich korków), tkaniny, ciuchy, elementy tradycyjnego stroju maderskiego (np. czapki z kolcem), nie wspominając o dość szerokiej ofercie win i prawdziwej lawinie magnesów na lodówkę.
Przechadzka po wybrzeżu Funchal
Z Marcado dos Lavradores jest blisko na nadmorską promenadę. W Funchalu wszędzie jest blisko na promenadę – na tym polega urok miasta, które wprawdzie rozumie, że jest stolicą i musi pracować, ale nigdy nie zapomina, że Madera to zasadniczo jeden wielki kurort i nikomu nigdzie się nie spieszy.
Atmosfera w Funchal jest raczej wyluzowana, zabudowa niewysoka, zaciszna. Przechodzimy przez mały placyk, na którym najwyraźniej wszyscy się znają, pośrodku zabytkowy kościółek o bielonych ścianach stoi wciśnięty między ogródki restauracji. Z boku rośnie palma, za nią ktoś suszy pranie w oknie. Część domów ma już swoje lata, ale nawet stare mury urozmaicono street artem. Niektóre uliczki przypominają małe włoskie miasteczko, inne – z niskimi domkami o wąskich oknach i kolorowych okiennicach – Karaiby.
W Funchal nie ma zgiełku i wieżowców, patrzących na świat smutnymi weneckimi szybami. Wrażenie ogromu robił tylko zacumowany w porcie wielki wycieczkowy statek „Mein Schiff”, którym na Maderę przypłynęła chyba cała Bawaria. Poza tym Funchal zna umiar i ceni sobie święty spokój, choć nie zapomina o wygodach. Miasto świetnie nadaje się dla tych, którzy wprawdzie dość mają zgiełku wielkich metropolii, ale nadal chcą mieć blisko do kina i galerii handlowej.
Promenada w Funchal to połączenie parku rzeźb ze strefą rekreacyjną. Idziemy od Muzeum Cristiano Ronaldo w kierunku Forte de Sao Tiago: tu pomnik Maderskich Emigrantów, tam zejście na kamienistą plażę i molo, tu znowu restauracja, a w krzakach wielka brązowa głowa Ghandiego. Chłopaki rozgrywają mecz koszykówki na kawałku placu, dalej ktoś urządza piknik na trawie tuż pod przejeżdżającymi wagonikami teleferico. Znowu pomnik, tym razem maszkaron jak z filmów Clive’a Bakera, za to po chwili skwerek z palmami i rzeźba ukazująca Człowieka Grającego w Piłkę. W porcie niedaleko „Mein Schiff” kolejna ciekawostka: zacumowana replika statku Kolumba Santa Maria. Do wynajęcia na trzy godziny, w czasie których statek opływa kawałek wybrzeża w poszukiwaniu delfinów i wielorybów, żeby turyści mogli nacieszyć się ich towarzystwem i zrobić zdjęcia.
Dochodzimy do fortu: urokliwa budowla z XVII w. w kolorze kanarkowym (w tamtych czasach żołnierze nie dbali o kamuflaż, lecz raczej ostrzegali z daleka, że mają tu fort z armatami i nie zawahają się ich użyć). Dziś Forte de Sao Tiago nie pilnuje już wyspy – nie pilnuje nawet samego fortu, bo drzwi są otwarte na oścież i wchodzimy jak do siebie. W środku restauracja z widokiem na Atlantyk przez blanki. Kiedyś stała tu armata, dziś elegancki stolik. Na dziedzińcu stoi coś jeszcze: dwa eleganckie, wyfroterowane na błysk zabytkowe automobile. Za wycieraczkami kartki z informacją, że wozy można wynająć na przejażdżkę po mieście, ślub lub ogólne zadawanie szyku.
Niestety, samochód mieliśmy już wynajęty na wyprawę w góry.
Madera jak kipiący garnek. Pico de Arieiro i wędrówki po górach
Wyprawa w góry - szumne powiedziane. Na Maderze góry zaczynają się mniej więcej 10 minut jazdy stromymi serpentynami od wybrzeża w głąb lądu, a po dwudziestu minutach byliśmy już na Pico de Arieiro (lub Areeiro), trzecim najwyższym szczycie wyspy.
Pico de Arieiro ma 1818 m wysokości, jest więc wyższy od Babiej Góry i Śnieżki i tylko niewiele ustępuje Giewontowi. Znaczną część masywu porasta bujna roślinność – unikalne maderskie lasy wawrzynolistne, niewysokie, za to soczyście zielone, z drzewami porośniętymi mchem od korzeni po korony. Maderczycy bardzo poważnie podchodzą do swoich lasów – nigdzie na świecie nie ma innych podobnie rozległych i spektakularnych, porastających zbocza gór i wzgórz jak falujące morze mchu i lian. Maderskie lasy zostały wpisane na listę UNESCO, a 2/3 powierzchni wyspy zajmuje dziś rezerwat przyrody.
Na pewnej wysokości las urwał się nagle i wjechaliśmy na Marsa: wokół czerwone skały, poprzetykane czarnymi wulkanicznymi głazami, i wielka szara pustka. Tylko wyłaniający się z mgły wojskowy radar przypominał, że jednak nie zmieniliśmy planety. Krajobraz w górach Madery jest uderzająco różny od tego, co można zobaczyć na wybrzeżu i w porośniętych lasami wzgórzach. Jest tu chłodno, cicho i brunatno-czerwono. Gdy jest pogoda, ostre słońce pozwala spojrzeć w głąb dolin i podziwiać maderskie lasy z góry. Gdy nie ma pogody, Pico de Arieiro wygląda jak dziób okrętu tonącego we mgle.
Nie mieliśmy pogody, więc wokół widać było głównie mgłę, wielki radar i znikające szybko z oczu piesze ścieżki, łączące najwyższe szczyty wyspy.
Na Pico de Arieiro zaczyna się szlak, którym można przejść na kolejne góry – Pico das Torres (1851 m) i Pico Ruivo (1862 m), najwyższy szczyt Madery. Szlak liczy mniej więcej 6 km, a jego przejście zajmuje wprawnym piechurom ok. 3 godziny. To jedna z najbardziej malowniczych tras górskich na świecie. Nawet gdy pogoda nie sprzyja, wędrówka po górach Madery zapewnia niezapomniane wrażenia: maszeruje się najpierw w dół, z Marsa z powrotem do bujnych lasów wawrzynowych, a potem jeszcze raz w górę, znowu na skalną pustynię, po wąskiej grani, mając po obu stronach zbocza dolin, z których mgła unosi się jak para z kipiącego garnka.
Wyspa dla aktywnych: lewady, kajaki i golf na Maderze
Górskie szczyty i szlaki to nie jedyna atrakcja wnętrza Madery. Kto lubi maszerować, ale woli trzymać się bliżej poziomu morza, może wybrać się na wędrówkę szlakiem lewad. Lewady to kanały nawadniające, wycięte w wulkanicznych skałach przez Portugalczyków, gdy przed wiekami dokonywali cudów, by jak najkorzystniej zagospodarować Maderę, ten zagubiony na Atlantyku kleks z pióra Pana Boga. Ponieważ południowa część wyspy jest sucha, ale ma dobre gleby i miejsce do upraw, Portugalczycy wycięli sieć kanałów, by sprowadzać wodę z deszczowej północy na słoneczne południe, na pola trzciny cukrowej i do winnic.
Każda lewada składa się z kanału i wijącej się równo z nim ścieżki, po której dawniej wygodnie przemieszczali się inżynierowie, nadzorujący stan i drożność cieku. Dziś te ścieżki stanowią popularne trasy turystyczne o różnej długości i stopniu trudności. Lewady udostępniane turystom przecinają głównie malowniczy środek Madery, choć np. lewada Sierra do Faial znajduje się niedaleko Funchal. Trasy spacerowe wzdłuż lewad liczą od kilku do kilkunastu kilometrów, a ich przejście zajmuje do 5 godzin. Transport do wybranej lewady i przewodnika organizują hotele i wyspecjalizowane firmy; całodzienna wycieczka piesza kosztuje od 20 do 40 EUR.
Madera w ogóle jest świetnym kierunkiem dla wszystkich entuzjastów aktywnego wypoczynku. Kiedy znudzą Wam się wędrówki po górach i marsze wzdłuż lewad w gąszczu subtropikalnych lasów, możecie wybrać się na spływ kajakowy, spróbować swych sił w górskiej wspinaczce (na wulkanicznej wyspie niemal każda skała nadaje się na ściankę wspinaczkową), a potem dla ochłody zanurkować w oceanie, by poobserwować wielkie, leniwe manty lub podroczyć się z delfinami.
Gdy sprzykrzą Wam się już zupełnie adrenalina, wysiłek, przygoda i pot, pozostaje jeszcze sport, który nie wymaga odwagi ani tężyzny fizycznej, a i tak pozwala spędzić czas z przyjaciółmi na świeżym powietrzu, często przy szklaneczce czegoś dobrego: golf. Maderczycy zakochali się w golfie i chętnie popisują się przed przyjezdnymi i sobą nawzajem w czasie zawodów i kursów. Maderski klub golfowy Santo da Serra oferuje turystom naukę i szlifowanie umiejętności gry w golfa, a do tego unikalną możliwość wybicia piłeczki nad urwiskiem prosto do Atlantyku.
Ryby, szaszłyki i ślimaki, czyli kulinarna Madera
A propos czegoś dobrego: Madera słynie nie tylko z przyrody i aktywności na świeżym powietrzu, ale także z lokalnej kuchni i wytwarzanych w niezwykły sposób win.
Maderska gastronomia stoi na owocach morza – co nie dziwi, skoro Madera jest wyspą, a od Portugalii dzieli ją prawie tysiąc kilometrów wody. W każdej restauracji można dostać niemal dowolną rybę, ale prym wiedzie tuńczyk, którego podaje się w różnych formach i stanach skupienia. Mają tu na przykład tatar z tuńczyka, podawany w rożku jak do lodów, i tuńczyka w plastrach w asyście skarmelizowanej cebulki. Z ciekawszych gatunków: na stoły na Maderze trafia też często ryba piła, a w lokalnych menu nie brakuje ośmiornic.
Jako przystawkę zamówić można morskie ślimaki lapas, podawane w otwartych skorupach jak małże z dodatkiem roztopionego masła i cytryny. Alternatywą jest słynny i bardzo smaczny chlebek bolo de caco, podawany na ciepło, także z roztopionym masłem. Na drugie – jeśli ktoś nie lubi roby – można zamówić np. espetadę, czyli szaszłyk z mięsa i warzyw, nadzianych na wiszący pionowo pręt, ustawiony na stojaku z podstawką. Sztuka polega na tym, by ściągnąć mięso na podstawkę, a nie na obrus lub własne spodnie.
Sączę ponczę: wina, rumy i drinki Madery
Na Maderze można zjeść zasadniczo podobnie, jak na innych wyspach Makaronezji, za to picie mają tu unikalne. Madera słynie ze swoich wzmacnianych win, wytwarzanych w dość niezwykły sposób. Proces fermentacji zachodzi w bardzo wysokiej temperaturze - do 50 stopni Celsjusza – co zasadniczo powinno zepsuć wino. Jednak dzięki dodatkowi mocniejszego alkoholu trunek nie ulega zepsuciu, lecz klaryfikacji, uzyskuje nietypowy smak i aromat, a do tego jest wyjątkowo trwały.
Maderczycy odkryli ten proces, zwany dziś maderyzacją winą, przypadkiem. Ich wino początkowo po prostu psuło się w czasie trwającego bardzo długo transportu przez Atlantyk do Portugalii, często w upale i wśród sztormów. Zaczęli więc dodawać do wina brandy lub innych mocniejszych alkoholi, wytwarzanych z trzciny cukrowej (do nie zaraz wrócimy), by zrobiło się trwalsze. Okazało się, że specyficzna kombinacja dodatku mocnego alkoholu, wysokiej temperatury i długotrwałych wstrząsów w ładowni wywołała w winie reakcje chemiczne. Po otwarciu na kontynencie wino z Madery zaskoczyło wszystkich swoim niezwykłym smakiem.
Dziś wino to jeden z głównych, jeśli nie główny towar eksportowy wyspy, dostępny w różnych odmianach i rocznikach. Dobre wino maderskie powinno mieć ok. 5 lat; w 10-letnim nie czuć już dodatkowej mocy, a smak jest łagodny i przyjemny.
Inną znaną maderską marką są rumy, pijane w drinkach lub – te lepsze – bez żadnych dodatków. Rumy Madery powstają z trzciny cukrowej. Dawniej, jeszcze zanim wprowadzono na wyspie uprawę winogron, to właśnie trzcina cukrowa była skarbem Madery, to pod jej plantacje karczowano lasy i wycinano w skałach nawadniające lewady. Dziś rum ustąpił miejsca winu, ale to nadal jeden z bardziej popularnych lokalnych trunków.
Rum stanowi podstawę większości maderskich drinków i mieszanek. Najbardziej znaną jest poncza. Poncza to zasadniczo cytrynówka, choć dopuszczalne są także inne smaki, a każdy barman ma własny autorski przepis i chętnie eksperymentuje z cudzymi. Tradycyjnie drink powstaje przez zasypanie skórki cytryny cukrem, dokładne ugniecenie słodko-kwaśnej skórki na zbitą masę, zalanie jej rumem i wodą, wymieszanie specjalnym mieszadłem, a potem przecedzenie przez sitko. Ponczę zagryza się orzeszkami, których łupiny można upuścić na ziemię. Jeśli kiedyś zajrzycie do knajpy na Maderze i dostrzeżecie podłogę zasłaną łupinami orzechów, nie cofajcie się z obrzydzeniem – to znak, że potrafią tu zorganizować niezłą imprezę.
Galeria zdjęć z wyprawy na Maderę
Zapraszamy do galerii zdjęć z naszej wyprawy na Maderę. Slajdy zawierają dodatkowy komentarz.
Informacje praktyczne o Maderze
Państwo: region autonomiczny Portugalii, należy do UE i Schengen.
Położenie: wyspa na Atlantyku na wysokości Marrakeszu, niecały 1000 km od Portugalii.
Język: portugalski, łatwo dogadać się po angielsku.
Stolica: Funchal.
Dokumenty wjazdowe: wystarczy dowód osobisty.
Dodatkowe szczepienia: niepotrzebne.
Czas lokalny: o 1 godz. wcześniej niż w Polsce.
Waluta: euro, można płacić kartą.
Gniazdka / napięcie: jak u nas; przejściówka niepotrzebna.
Klimat i pogoda: Madera to wyspa wiecznej wiosny, średnia temperatura w ciągu roku wynosi od 19 do 26oC. Północna część wyspy jest chłodniejsza i bardziej wilgotna, porastają ją lasy wawrzynowe. Na południu jest cieplej i bardziej sucho. Najgorętsze miesiące to sierpień i wrzesień. Jesienią i zimą zdarzają się częstsze opady deszczu (śnieg spada tylko w górach i bardzo rzadko).
Co do zasady na Maderze należy się spodziewać częstych zmian pogody; miejscowi mawiają, że na wyspie w jednym dniu mogą przytrafić się wszystkie pory roku, może z wyjątkiem zimy. Trzeba też pamiętać, że na Maderze teren wznosi się bardzo gwałtownie w kierunku wnętrza wyspy, co bardzo wpływa na odczuwalną temperaturę: kiedy nad oceanem jest przyjemnie ciepło, w położonych wyżej dzielnicach Funchal może już być rześko, a w górach nawet zimnawo.
Sezon turystyczny: szczyt sezonu przypada latem.
Co zabrać ze sobą: ubrania na każdą pogodę (wskazany strój „na cebulkę”), okulary przeciwsłoneczne, strój kąpielowy i klapki, strój sportowy, wygodne buty sportowe, krem z filtrem UV.
Jak tam dolecieć: czartery z Warszawy, Wrocławia i Katowic, zwykłe loty z Warszawy najczęściej przez Lizbonę.
Długość lotu: Warszawa-Lizbona ok. 4 godz., Lizbona-Madera ok. 1,5 godz.
Atrakcje: Funchal (kolejka linowa i zjazd w wiklinowych saniach, Mercado do Lavradores, tropikalny ogród w Pałacu Monte, muzeum Cristiano Ronaldo), Santana (tradycyjna architektura, domki kryte strzechą), Porto Moniz (naturalne baseny skalne), Gabo Girao (drugi najwyższy klif w Europie), lasy wawrzynowe, lewady (kanały i trasy spacerowe), górskie szczyty (np. wschód słońca nad Pico de Areiro przy dobrej pogodzie).
Dla aktywnych: nurkowanie i sporty wodne, obserwowanie delfinów i wielorybów (można wypłynąć repliką statku Kolumba), wycieczki rowerowe i piesze, spływy kajakowe, wspinaczka górska, zwiedzanie miast i miasteczek, golf, relaks (spa, joga i ajurweda).
Co zjeść i wypić: owoce morza (mięczaki lapas, ryba espada, zupa rybna cataplana, tarta z tuńczyka), mięsa (szaszłyk wołowy espetada z pręta na stojaku), przystawki (chleb czosnkowy bolo de caco), słodycze (bolo de miel, pączki malasadas na słodko lub z nadzieniem mięsnym), alkohole (vinho de Madeira, rumy, poncha).
Co na pamiątkę: wyroby z wykliny i wełny (tradycyjne czapki, swetry), nasiona egzotycznych kwiatów, przyprawy, owoce, wino, poncha.
Sprawdzony hotel: w Caniço 4-gwiazdkowe „trojaczki” sieci Sentido: Galomar, Galosol i Alpino Atlantico. W Machiko 4-gwiazdkowy Dom Pedro w stylu retro z widokiem na Atlantyk i blisko piaszczystej plaży.
Najważniejsze święta: kiedy warto odwiedzić Maderę?
Nowy Rok: na Maderze organizowane są słynne w całym świecie pokazy sztucznych ogni, które można obserwować ze wzgórz lub pokładów wycieczkowców.
Karnawał: Funchal przypomina nieco małe Rio, a na pewno karnawał obchodzony jest tu z podobnym entuzjazmem.
Święto kwiatów: Madera słynie z pięknej roślinności, lasów wawrzynowych i barwnych kwiatów, które mają nawet swoje święto, oczywiście w maju. Cała wyspa zmienia się wtedy w jeden wielki kwietnik: ludzie zbierają kwiaty, zasypują nimi ulice i place, ubierają się w nie, a nawet je jedzą (jadalne kwiaty serwowane są też turystom w restauracjach).
Boże Narodzenie: katolicka Madera obchodzi Boże Narodzenie hucznie i radośnie, w dodatku zmienia się niemal nie do poznania dzięki świątecznym dekoracjom.