Mieszkańcy Kujaw i Pomorza jechali 52 dni na rowerach wzdłuż Bałtyku – Szwecja, Finlandia, Łotwa, Estonia i Litwa

marek weckwerth
Hanna Jednoralska i Roman Gil zwiedzili nadbałtyckie kraje na swoich rowerach, ale musieli też korzystać z promów, w tym tak wielkich jak ten na zdjęciu w Kłajpedzie.
Hanna Jednoralska i Roman Gil zwiedzili nadbałtyckie kraje na swoich rowerach, ale musieli też korzystać z promów, w tym tak wielkich jak ten na zdjęciu w Kłajpedzie. Z archiwum wyprawy
Planowali pojechać Koleją Transsyberyjską i okrążyć na rowerach Bajkał, ale agresja Rosji na Ukrainę wpłynęła na zmianę ich planów – postanowili zwiedzić wzdłuż linii brzegowej kraje nadbałtyckie.

- Pojechaliśmy w dwie osoby, czyli ja i mój towarzysz Roman Gil. Wyjazd z założenia miał być niskobudżetowy i taki rzeczywiście był. Bo mówię o spaniu pod namiotem, gotowaniu na kuchence turystycznej bądź na ognisku – zaczyna relację Hanna Jednoralska, zapalona podróżniczka, rowerzystka, narciarka i kajakarka. W Centrum Nauk Technicznych w Chojnicach uczy języka angielskiego.

Jechali na zwykłych rowerach trekkingowych, które zostały przygotowane do podróży przez Tomka Kierskiego, pasjonata, który prowadzi w Chojnicach wypożyczalnię i serwis rowerów. Każdy jednoślad miał dwie sakwy boczne, a z przodu na kierownicy małą sakwę na śpiwór. Podróżnicy spakowali tylko niezbędne rzeczy, ale i tak waga każde roweru urosła do 30-35 kilogramów.

Najpierw promem do Szwecji

- Naszą przygodę zaczęliśmy 9 lipca 2022 podróżą pociągiem z rowerami z Chojnic do Gdańska. Głównym celem były kraje nadbałtyckie. Z Gdańska popłynęliśmy promem „Wawel” do szwedzkiego Nynanshamn. Rejs trwał 16 godzin, po czym wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy wygodnie cały czas asfaltową ścieżką rowerową w kierunku odległego o 60 km Sztokholmu. Zanim tam dotarliśmy, pierwszą noc spędziliśmy u sympatycznego Szweda, który zaprosił nas do domu – opowiada Hanna Jednoralska.

To też może Cię zainteresować

W Sztokholmie zachwyciło ich Muzeum Vasa, gdzie podziwiali wydobyty w roku 1961 z dna Bałtyku wrak żaglowca wojennego króla Gustawa II Adolfa, który zatonął w 1628 roku. W stolicy Szwecji oglądali też porty jachtowe, które ciągnęły się niemal w nieskończoność. W końcu Sztokholm leży na 14 wyspach, więc atrakcje typowo wodne są tu powszechne. Te zainteresowały szczególnie pana Romana, zapalonego żeglarza.

Pośród Wysp Alandzkich do Finlandii

Kolejny etap to 11-godzinna podróż promem ze Sztokholmu do Turku w Finlandii. Prom płynie pośród przepięknego archipelagu Wysp Alandzkich. Turku to najstarsze miasto w Finlandii i pierwsza stolica tego kraju.

- Miasto, w tym miejscowy skansen, zwiedzaliśmy na rowerach. Potem musieliśmy dojechać na kolejny prom do Helsinek, a to około 180 kilometrów, przejechanie których zajęło nam trzy dni. Oczywiście wszystkie noclegi spędziliśmy pod namiotem, na dziko. Architekturę miasta podziwiamy z rowerów i oczywiście zaliczamy pobyt w fińskiej saunie nad brzegiem morza – kontynuuje chojnicka rowerzystka.

Gdyby nasi podróżnicy nie wykupili wcześniej biletu na prom z Helsinek, pewnie zostaliby dłużej w Finlandii, bo jak zdążyli się zorientować – jest to kraj stworzony do włóczęgi rowerowej. Jednak następnego dnia płynęli już promem do Tallina, co zajęło tylko dwie i pół godziny. Wielu Finów bardzo często pływa do Tallina w weekendy, z uwagi na przepiękną starówkę i niższe niż w swoim kraju ceny.

W Estonii na luzie

- W Tallinie poczuliśmy się już prawdziwie wolni od terminów przepraw promowych i jakichkolwiek innych limitów czasowych. W tamtejszym Centrum Olimpijskim z 1980 roku rozbiliśmy namiot na dwie noce, co kosztowało nas w sumie 30 euro – wyliczają podróżnicy.

Przepiękną stolicę Estonii objechali oczywiście rowerami, co ułatwiła im sieć asfaltowych ścieżek. Wszędzie można porozumieć się po angielsku, ale i po rosyjsku. Tu na dobre rozpoczęli swoją podróż na wschód do Narwy, która leży na granicy z Rosją. Odległość między Tallinem a Narwą to ok. 200 km, a pokonanie tego odcinka zajęło im 9 dni. Robiąc średnio 60 km dziennie, zajeżdżali na każdy półwysep, nie pomijając żadnej atrakcji turystycznej.

- Mnie interesowały wszystkie kościoły, cmentarze i gigantyczne kamienie zwane kivi - pozostałość po lodowcu, natomiast Roman nie ominął żadnego portu, ponieważ jest zapalonym żeglarzem. Zachwycaliśmy się inną od naszego wybrzeża linią brzegową usianą wielkimi głazami lub klifami – wspomina Hanna Jednoralska.

Chojniczanie polecają naszym czytelnikom szczególnie miejscowość Paldiski nad Zatoką Fińska – malowniczy klif z dziką przyrodą. W tych okolicach spotykali bardzo niewiele osób, m.in. Francuza, który był już 6 miesiąc w podróży rowerowej z przyczepką, wracał z Nord Cap w Norwegii.

Estończyków jest tylko 1,2 miliona, z czego pół miliona mieszka w Tallinie. Położoną na najdalej wysuniętym na wschód przyczółku Estonii Narwę odebrali jako relikt z czasów komunizmu, ale nie było czuć żadnego napięcia związanego z wojną na Ukrainie, nawet biorąc pod uwagę fakt, że na wschód od Tallina praktycznie wszyscy mówią po rosyjsku.

Z Narwy do Tallina nasi turyści wrócili pociągiem, aby kontynuować podróż wybrzeżem na zachód. Linia brzegowa zmieniała się już na bardziej piaszczystą, ale ciągle przeważały plaże kamieniste. Na trasie, wjeżdżając na pokłady promów (bardzo tanich), odwiedzili 5 estońskich wysp: Vormsi, Hiiumaa, Sarema (druga po Gotlandii największa wyspa na Bałtyku), Muchu i Kihnu ( na liście niematerialnego dziedzictwa Unesco). Podróżnicy zachęcają wszystkich do zwiedzenia tych wysp, bo są przepiękne.

Szczególnie urzekła ich wyspa Vormsi, bardzo dzika. Do roku 1944 (to końcówka II wojny światowej) zamieszkiwali ją Szwedzi. W małej miejscowości Hulo zachował się kościół z XIV wieku i cmentarz z największą ilością krzyży słonecznych.

Zwiedzanie Estonii zajęło im sporo, bo 26 dni, ale warto było, bo to kraj wymarzony do uprawiania turystyki rowerowej. Planowanie jazdy ułatwiał programu RMK, w którym lasy państwowe Estonii udostępniają turystom bezpłatne miejsca noclegowe, również i nad samym morzem. Te wyposażone są w stalowe paleniska, zabezpieczone jest suche drewno opałowe, jest zadaszenie z ławą i czyste toalety z papierem toaletowym. Nie ma jednak wody pitnej i prądu. Na niektórych RMK ustawione są drewniane wiaty, gdzie można przenocować bez rozbijania namiotu.

To też może Cię zainteresować

Estonia jest bardzo bezpieczna i przyjazna dla rowerzystów, cicha i spokojna. Ruch samochodowy jest mały. Sami zaś Estończycy reprezentują raczej typ skandynawski, więc nie są zbyt wylewni.

Łotwa i jej piaszczyste plaże

- 11 sierpnia wjechaliśmy na Łotwę, którą zamieszkuje 1,8 miliona ludzi. Po przejechaniu 30 km ścieżką rowerową, wjechaliśmy na drogę tranzytową w kierunku Rygi o wielkim nasileniu ruchu i bez żadnego pobocza. Te 60 kilometrów przejechaliśmy w wielkim stresie. To był niewątpliwie najgorszy i najbardziej niebezpieczny odcinek podczas naszej podróży, choć pokonany szczęśliwie – kontynuuje pani Hanna.

Zwiedzenie Rygi zajęło im tylko parę godzin. Ze stołecznego Pałacu Kultury, o którym nie wspominają przewodniki, oglądali wspaniałą panoramę miasta. Stąd udali się nieodległego kurortu Jurmala, aby cieszyć się szerokimi, piaszczystymi plażami. Kolejnymi punktami na trasie wzdłuż łotewskiego wybrzeża był malowniczy przylądek Kolka, ciekawe miasto Ventspils oraz duże miasto Lipaja (Lipawa) z godnymi uwagi umocnieniami z I wojny światowej.

Wybrzeże jest mało urozmaicone, ale wszędzie są piękne, piaszczyste plaże, i sosnowe lasy. A przy tym mało ludzi. Napotkani Łotysze byli bardzo mili, wszyscy mówili po rosyjsku.

- Spotkaliśmy młodego informatyka, który chodził do polskiej szkoły w Rydze i bardzo ją chwalił, między innymi za to, że można w niej wyrażać swoje poglądy. Łotysze narzekali jednak na rząd, co specjalnie nas nie zdziwiło, bowiem kraj robi wrażenie znacznie biedniejszego niż sąsiednia Estonia – relacjonuje nam podróżniczka. Chwali za to łatwość znalezienia noclegów - wszystkie na dziko, głównie na plażach w pięknych okolicznościach przyrody.

Przez Litwę, Mierzeję Kurońską, nad Niemnem

20 sierpnia wjechali na Litwę, a tam jakaż odmiana, gdy w pierwszym napotkanym kurorcie Śvientoiji „zderzyli się” z ogromną ilością turystów... Bardzo dobrymi ścieżkami rowerowymi dotarli do samej Kłajpedy, pięknego miasta portowego.

Stamtąd przepłynęli promem na Mierzeję Kurońską, na której utworzony jest park narodowy. Wiodącą przez niego 50 – kilometrową ścieżką rowerową dociera się rosyjskiej granicy (Obwód Kaliningradzki) w Nidzie. Na terenie parku nie można biwakować na dziko, można natomiast spać na plaży nie rozbijając namiotu.

Mierzeja Kurońska jest miejscem niezwykłym, gdzie króluje dzika przyroda, przepiękne wydmy oraz zabytki architektoniczne. Na wysokim klifie znajduje się muzeum - dom, w którym mieszkał noblista Tomasz Mann. Niedaleko granicy z Rosją w krajobrazie pojawia się imponująca wydma z rzeźbą Jana-Paula Sartra - „Pod wiatr”.

Z Nidy para cyklistów popłynęła promem do małej miejscowości Vente. Na pokładzie spotkała Rutę, młodą Litwinkę, która wracała z wakacji pod żaglami w Estonii. Jej mąż jest Polakiem z Wilna i razem prowadzą szkółkę żeglarską.

Dalsza droga przez Litwę wiodła w kierunku Polski, tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim, wzdłuż Niemna. Towarzyszyły im przepiękne, nostalgiczne widoki na rzekę. Ostatnie 100 km na Litwie i potem z trójstyku granic w miejscowości Bolcie... Do Suwałk droga stała się bardzo męcząca, bo z podjazdami i pod silny przeciwny wiatr. Jednak z każdym kilometrem na Litwie czuli się coraz bardziej jakby w Polsce. Spali zazwyczaj na terenach posesji u Litwinów.

Podróż zakończyli w Suwałkach, aby potem pociągiem Regio z czterema przesiadkami, wrócić do Chojnic. Łącznie w 52 dni pokonali 3300 km, średnio 60 km dziennie, choć czasami po 90 km, a raz ponad 100.

Podróżnicy podsumowują

Na trasie zdarzyły się trzy awarie rowerów. W rowerze pani Hanny urwała się linka tylnych przerzutek i naprawa kosztowała w Estonii 19 euro. Pan Roman przebił jedną dętkę i zerwał mu się bagażnik. Higienę zapewniały częste kąpiele w morzu lub jeziorach, bo też lato było ciepłe i bezdeszczowe.

Z trzech odwiedzonych krajów nadbałtyckich najbardziej polecają Estonię. Najlepsza infrastruktura noclegowa, świetne ścieżki rowerowe, super internet i dzika przyroda.

Ich zdaniem rower to jednak najlepsza forma turystyki, bo można wszędzie wjechać, nie obowiązują żadne zakazy. Koszty wyprawy nie były wysokie. Trzeba tylko wsiąść na rower...

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Mieszkańcy Kujaw i Pomorza jechali 52 dni na rowerach wzdłuż Bałtyku – Szwecja, Finlandia, Łotwa, Estonia i Litwa - Gazeta Pomorska

Wróć na stronapodrozy.pl Strona Podróży