Spis treści
Magiczna Rumunia. 3 wyjątkowe atrakcje nad Morzem Czarnym, które musisz odwiedzić
Polacy znają wybrzeże Morza Czarnego głównie z Bułgarii, tymczasem tylko dwie godziny jazdy na północ od Złotych Piasków leży Konstanca, najstarszy nadmorski kurort Rumunii. Warto się do niego wybrać, by urozmaicić sobie wakacje czy urlop. Atmosfera jest tam inna niż w Bułgarii, a lokalne atrakcje mogą zaskakiwać. Wybrałem się niedawno do Konstancy na rekonesans – zajrzyj do mojej relacji, by się przekonać, co czeka na turystów w tym fascynującym mieście:
Ale Konstanca to nie wszystko, co warto zobaczyć nad Morzem Czarnym w Rumunii. Konstanca jest stolicą okręgu o tej samej nazwie, w którym nie brakuje zaskakujących atrakcji w sam raz na wakacyjną wycieczkę krajoznawczą.
Okręg Konstanca to część historycznej Dobrudży, leżącej po obu stronach granicy rumuńsko-bułgarskiej. Niegdyś był to dom starożytnych Daków, potem prowincja rzymska, jeszcze później ośrodek ruchu oporu przeciw rządom Nicolae Ceausescu. Dziś to malownicza kraina, pełna niezwykłych i zaskakujących miejsc, a choć nie zawsze łatwo się do nich dostać, warto próbować – tutejsze atrakcje turystyczne to nadal w dużej mierze nieodkryte perełki.
W dodatku jest ich całkiem sporo! Okręg Konstanca przecina łącznie 9 turystycznych szlaków tematycznych, prowadzących wśród najciekawszych zabytków, atrakcji i cudów przyrody rumuńskiej Dobrudży. Są to:
- Szlak historyczny śladem starożytnych fortec, na trasie m.in. Mangalia (ruiny twierdzy Callatis), Konstanca (ruiny rzymskich łaźni, mozaiki odkopane przy Placu Owidiusza, mury bizantyjskie, Park Archeologiczny), Murfatlar (kościoły w jaskiniach kredowych), Adamclisi (Tropaeum Traiani), Ostrov, Oltina, Capidava.
- Szlak archeologiczny tropem kultury Hamangia.
- Szlak religijny, na trasie kościoły i cerkwie, np. w Konstancy cerkiew św. Apostoła Piotra, grekokatolicki kościół Przemienienia, meczet Karola I, w Ion Corvin cerkiew i jaskinia św. Andrzeja, w Medgidia meczet i synagoga.
- Szlak Muzealny prowadzący do najciekawszych placówek region, w tym np. Muzeum Historii i Archeologii Callatis w Mangalii, Muzeum Archeologicznego w Adamclisi, Muzeum Archeologicznego w Istrii, Muzeum w Rasovej.
- Szlak Winny, na trasie oczywiście winnice, np. Istria, Histria, Trantu, Rasova, Ostrov, Viisoara, Murfatlar.
- Szlak Ekoturystyczny, który zabierze cię do pięknych i wyjątkowych pod względem przyrodniczym zakątków Dobrudży, jak np. Las Esechioi koło Ostrova, Jaskinia Zbójców pod Aliman, klify Hirsovei, rezerwat Gura Dobrogei, tzw. jurajska rafa w Cheia.
- Szlak drewnianych kościołów, możesz na nim zobaczyć np. monastyr św. Marii w Techirghiol, czy kościół św. Menasa Męczennika w Konstancy.
- Szlak pomników I wojny światowej.
- Szlak latarni morskich nad Morzem Czarnym (na trasie np. Mangalia, Tuzla, dwie latarnie w Konstancy).
To dość zwiedzania na kilka urlopów!
Wybrałem się na wycieczkę po okręgu Konstanca, by zobaczyć na własne oczy niektóre z jego atrakcji. Odwiedziłem trzy miejsca, z którymi wiążą się ciekawe historie. Przekonaj się, jakie tajemnice skrywa grota św. Andrzeja, czym jest Kościół Adama i co zrobili antykomuniści we wsi Viisoara po obaleniu Ceausescu.
Ion Corvin, czyli tajemnice groty św. Andrzeja
Jednym z najbardziej niezwykłych miejsc w okręgu Konstanca i całej rumuńskiej części Dobrudży jest Klasztor Groty św. Andrzeja w miejscowości Ion Corvin.
Stoi tu ładna cerkiew, bije źródło z wodą, o której mówi się, że uzdrawia chorych, jest też grota, w której miał się chronić przed żywiołami i dzikimi bestiami św. Andrzej – to jemu Rumunia zawdzięcza chrystianizację już w I w. n.e.
Właśnie grota św. Andrzeja przyciąga tu pielgrzymów z całego kraju i zagranicy (dojeżdżają też pielgrzymki z Polski). Nic dziwnego – miejsce wybrane przez apostoła na schronienie i bazę wypadową do ewangelizacji Daków to przecież poważna sprawa i Rumuni są bardzo dumni z Ion Corvin. Miejscowy pop zapewnił mnie, że to dziś najważniejsze miejsce kultu prawosławnego w całej Rumunii!
Historia Ion Corvin jest jeszcze bardziej zdumiewająca niż uzdrawiająca woda, a historycy mają poważne zastrzeżenia co do cerkiewnej wersji wydarzeń. Kto ma rację? Jak zwykle nie wiemy i raczej się nie dowiemy, ale warto poznać dziwne dzieje tego miejsca, bo być może mówią coś o duchowości współczesnych Rumunów, ściśle związanej z ich historią. I to nie zamierzchłą, lecz całkiem niedawną!
Św. Andrzej – apostoł kogoś, założyciel czegoś
Nie ma właściwie żadnych dowodów na to, że św. Andrzej faktycznie przebywał kiedyś na terenie Rumunii. Ojcowie kościoła zostawili tylko kilka niejasnych wzmianek i to późnych. Orygenes w komentarzu do Księgi Rodzaju i Euzebiusz z Cezarei w trzeciej części Historii kościelnej wspominają o Andrzeju wysłanym z misją ewangelizacyjną gdzieś do Scytii, krainy leżącej na obrzeżach świata rzymskiego, o niejasnych granicach.
Liczne, różnorodne i często sprzeczne legendy każą apostołowi wędrować po ogromnych obszarach wokół Morza Czarnego, aż do ujścia Dniepru i w górę rzeki, do Kijowa, które to miasto miał założyć lub współzałożyć. Ostatecznie św. Andrzej miał wrócić do Grecji, gdzie poniósł śmierć męczeńską między 62 a 70 r. n.e.
Jeśli św. Andrzej faktycznie miał chrystianizować ziemie dzisiejszej Rumunii już w I w., można by pomyśleć, że jego kult w Dobrudży będzie mógł się pochwalić tradycją i ciągłością liczącą przynajmniej 2 tys. lat. Tymczasem zaczął zyskiwać na znaczeniu stosunkowo niedawno. Według historyków dopiero na początku XX w. wśród duchownych i intelektualistów rumuńskich zaczęto na poważnie traktować opowieść o tym, że św. Andrzej przebywał przez dłuższy czas w Dobrudży, chrystianizował Daków i może dałoby się nawet wskazać konkretne miejsca, w których przebywał.
Sny pana Dinu
Na konkrety trzeba było jednak czekać aż do 1940 r., kiedy to Ion Dinu, prawnik zamieszkały w okolicy Ion Corvin, uznał, że właśnie tutejsza jaskinia była schronieniem apostoła i powinna stać się ośrodkiem kultu.
Ion Dinu doszedł do tego wniosku nie na podstawie żadnych badań czy dociekań, lecz snu, w którym widział jaskinię i św. Andrzeja. Sen powtarzał się uporczywie przez trzy noce z rzędu, aż pan Dinu uległ i postanowił zasponsorować wzniesienie w Ion Corvin cerkwi dla upamiętnienia misji św. Andrzeja.
Trwała jednak wojna i dopiero w 1943 r. pan Dinu wskazał konkretną jaskinię, którą następnie konsekrowali delegaci rumuńskiej cerkwi prawosławnej. Podobno udało się nawet odnaleźć w grocie jakieś ślady bytności starożytnych chrześcijan, ale – niestety – gdzieś się zgubiły. Może niedziwne, bo wojenna zawierucha doświadczyła Rumunię ciężko, a gdy opadł kurz bitewny, Rumuni obudzili się w państwie komunistycznym, które krzywo patrzyło na tradycyjną duchowość.
W grocie w Ion Corvin urządzono zagrodę dla zwierząt należących do miejscowego odpowiednika PGR-u i na wiele lat zapomniano o snach pana Dinu. Stagnacja trwała do 1989 r., kiedy to reżim Nicolae Ceausescu upadł i raptem okazało się, że znowu można czcić św. Andrzeja w cerkwiach, grotach i w każdym dowolnie wybranym miejscu.
Kult św. Andrzeja po upadku Ceausescu eksplodował w całej Rumunii. Co ciekawe, być może to pewna dziwna intelektualna maniera dyktatora dostarczyła paliwa dla tej eksplozji. Ceausescu mógł zostać rozstrzelany, ale jedna z jego idei przetrwała i wykiełkowała z niej cerkiew w Ion Corvin.
Protochronizm pana Ceausescu
O ile Ion Dinu śnił skromnie, o ubogim św. Andrzeju, kryjącym się w grocie przed wilkami, o tyle Nicolae Ceausescu miał sny ogromne, wizje ogarniające tysiąclecia, nadające Rumunom, Rumunii i oczywiście samemu Ceausescu niezwykłe znaczenie dziejowe. Dyktator uważał, że historia Rumunii jest zakłamana, niedokładna, pisana przez obcych imperialistów. Domagał się lepszej historii, takiej, w której to Rumunia byłaby ośrodkiem cywilizacji, promieniującej na całą Europę.
Ten wspierany przez Ceausescu prąd intelektualny, trochę zabawny, ale za życia dyktatora traktowany śmiertelnie poważnie, nazywa się dziś protochronizmem lub dacjanizmem (od Daków, walczących bohatersko z Rzymianami i mających być przodkami dzisiejszych Rumunów).
Protochronizm zakładał, że cywilizacja rozwijała się na ziemiach Rumunii wcześniej i prężniej niż gdzie indziej. Sam Ceausescu lubił podkreślać znaczenie starożytnej pogańskiej kultury Daków i Rzymian, ale po upadku reżimu patronat nad ideami dacjanizmu przejęła cerkiew. Po 1989 r. uwaga dacjanistów skupiła się na dowiedzeniu jak najwcześniejszej chrystianizacji Rumunii, tak by cała historia kraju mogła zostać ściśle związana z cerkwią prawosławną, duchową przewodniczką Rumunów.
I tak wracamy do miasteczka Ion Corvin, które nagle znowu znalazło się w centrum zainteresowania rumuńskich duchownych i intelektualistów. W 1990 r. ukończono budowę nowej cerkwi koło groty św. Andrzeja. W 1994 r. św. Andrzej został patronem Dobrudży, a w 1997 r. oficjalnie całej Rumunii.
Dziś Ion Corvin z Klasztorem Groty św. Andrzeja to jedno z głównych rumuńskich centrów pielgrzymkowych. Jak powiedział mi tutejszy pop, do Ion Corvin przybywają ludzie z całego świata, by pić tutejszą uzdrawiającą wodę. Wśród nich znalazła się nawet któraś znana pani polityk z Parlamentu Europejskiego – niestety jej nazwisko pozostaje ściśle tajne.
Ikony w okularach, czyli Ion Corvin dziś
Dziś pielgrzymi lub zwykli turyści mogą przybywać do Ion Corvin i zwiedzać to niesamowite miejsce zupełnie za darmo.
Warto zajrzeć do cerkwi z lat 90. o pięknym wystroju. Jak to w cerkwi, wnętrze jest bardzo ozdobne, ale nie zagracone, a ikonostas, choć nie pokrywa go patyna wieków, stanowi eleganckie nawiązanie do tradycji bez silenia się na sztuczny historyzm czy pokraczny modernizm.
Uwagę przyciągają przede wszystkim malowidła. Część to tradycyjne przedstawienia dawnych świętych i męczenników, a część ukazuje całkiem współczesne osoby, ważne postaci rumuńskiej cerkwi prawosławnej, zasłużone dla szerzenia kultu św. Andrzeja. Widok ich twarzy z atrybutami współczesności – np. okularami na nosach – był dla mnie zaskoczeniem, ale w gruncie rzeczy nie ma w tym nic dziwnego. Sztuka tworzenia ikon jest dziś tak samo żywa, jak przed wiekami, a obrazy mają ukazywać świętych wszystkich czasów.
Tuż przy cerkwi znajduje się wejście do groty św. Andrzeja. Jest nieduża, a jej ściany ozdabiają ikony, sprowadzone tu z różnych miejsc w całym kraju. Ciąg ikon wiedzie w głąb pieczary, do niewielkiego ołtarza, przy którym pop udziela błogosławieństwa wszystkim chętnym. Kto chce, może też spisać modlitwę na kartce papieru i wrzucić ją do specjalnej skrzynki przy wejściu, by później doświadczeni duchowni, wspomagani przez św. Andrzeja, skutecznie załatwili u Szefa rozwiązanie twojego problemu.
Kawałek za cerkwią, na obrzeżu lasu, stoi gmach, który też przypomina cerkiew, ale to nie świątynia, lecz uroczysta obudowa źródła św. Andrzeja. Zmęczony apostoł miał uderzyć kijem w ziemię, a z pękniętej skały trysnęła czysta woda. Obecnie można ją czerpać do woli i za darmo. Skutków leczniczych nie mogę potwierdzić, bo akurat nic mi nie dolegało, ale na pewno tutejsza woda świetnie orzeźwia w upał.
Jak dojechać do Ion Corvin z Konstancy?
W myśl zasady, że po dobre trzeba się schylić, dojazd do Ion Corvin z Klasztorem Groty św. Andrzeja wcale nie jest taki łatwy. Z Konstancy możesz dojechać pociągiem do miejscowości Cernavoda lub autobusem do Independenty, ale dalej trzeba wynająć samochód, zamówić taksówkę, Ubera lub Bolta.
Najłatwiej będzie wybrać się do Ion Corvin z Konstancy ze zorganizowaną wycieczką lub wynająć samochód i przejechać te niecałe 100 km.
Ion Corvin – dojazd samochodem z Konstancy:
Kiedyś kościół Adama, dziś pomnik zwycięstwa rzymskiego cesarza
Nieco bliżej Konstancy leży miejscowość Adamclisi. Nazwa to zromanizowana forma tureckich słów oznaczających „Kościół Adama”. Tak właśnie panujący dawniej na tych ziemiach Turcy nazywali niezwykłą budowlę, wznoszącą się praktycznie w szczerym polu mniej więcej 30 km na południe od koryta Dunaju i 60 km na zachód od brzegów Morza Czarnego.
Kamienny monument miał nieznanego twórcę i niejasne przeznaczenie, za to imponujący rozmiar. Ponieważ był bardzo stary i w czasach swej świetności najwyraźniej wspaniały, Turcy uznali, że może to świątynia, wzniesiona przez samego Adama.
Dziś, dzięki pracy archeologów, wiemy więcej o Adamclisi i niezwykłych budowlach, wzniesionych tu jeszcze w czasach starożytnych. Nie są dziełem Adama, lecz Rzymian, a to, co Turcy wzięli za kościół, jest w istocie wielkim pomnikiem zwycięstwa cesarza Trajana, który w 106 r. n.e. stoczył w tym miejscu bitwę z Dakami pod wodzą Decebala.
Tropaeum Traiani, czyli Triumf Trajana utrwalony w kamieniu
Zwycięstwo kosztowało wiele krwi, ale zapewniło Rzymianom kontrolę nad Mezją i Dacją, a współczesnym Rumunom pozwala odnosić swoją historię do dwóch wielkich wodzów, którzy starli się na polach dzisiejszego Adamclisi. Decebal to jeden z bohaterów narodowych Rumunów, symbol wielkiej starożytności tego ludu i waleczności jego przodków, z kolei Trajan uosabia potęgę militarną i kulturową Imperium Rzymskiego, które dawno temu obejmowało część terenów dzisiejszej Rumunii.
Trzy lata po zwycięstwie cesarz nakazał wzniesienie na pobliskim wzgórzu wspaniałego pomnika, pamiątki zwycięstwa – Tropaeum Traiani, czyli Trofeum Trajana. Pomnik zaprojektował Apollodoros z Damaszku, wzorując się na Mauzoleum Augusta, czyli dzisiejszym Zamku św. Anioła w Rzymie.
Tropaeum ma formę tumulusa, czyli sztucznego wzgórza, przypominającego przysadzistą basztę, przykrytą stożkowatym dachem. Ściany ozdabia ponad 50 metop, czyli płaskorzeźb, ukazujących walkę Rzymian z Dakami. Z dachu wyrasta sześcioboczna wieża, pokryta inskrypcjami na cześć boga wojny Marsa Ultora, czyli Mściciela, a na niej stoi jeszcze okrągły kamienny słup, na którym znajduje się właściwe trofeum – ułożone w stos uzbrojenie, zdobyte na Dakach, i przywiązany do słupa dacki jeniec. Wszystko zostało oddane w kamieniu z najdrobniejszymi szczegółami, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, jak i czym walczyli starożytni Dakowie, których Rumuni uznają za swoich przodków.
Cała konstrukcja ma 42 m wysokości i robi ogromne wrażenie, może częściowo dlatego, że wyrasta właściwie pośrodku niczego i nic w okolicy nie zapowiada, że zaraz zza wzgórz wyłoni się wielki starożytny monument.
W pobliżu pomnika Rzymianie zbudowali fort, który z czasem rozrósł się w miasteczko, noszące także nazwę Tropaeum Traiani. Położone na łagodnych wzgórzach i otoczone potężnymi murami, Tropaeum Traiani stało się dość ważnym regionalnym centrum handlowym, choć nie odegrało większej roli w historii Imperium Rzymskiego. Wraz z upadkiem rzymskiej potęgi Tropaeum stopniowo traciło na znaczeniu, wyludniło się, a w końcu znikło z mapy i pamięci ludzkiej. Jego ulice i zawalone bazyliki porosła trawa, a jedyną pamiątką po dawnej chwale Trajana pozostał jego monumentalny pomnik, także stopniowo ulegający bezlitosnym żywiołom i niszczącej sile czasu.
Wskrzeszenie Adamclisi
Kiedy w 1882 r. zaczęto pierwsze wykopaliska archeologiczne w Adamclisi, Tropaeum Traiani zachowało bardzo niewiele ze swojej dawnej chwały. Pomnik przypominał raczej stertę kamieni i tylko dzięki tytanicznej pracy uczonych możliwe było odtworzenie, początkowo tylko w formie szkiców, jego oryginalnego wyglądu.
Pomnik pozostawał w ruinie przez kolejne niemal 100 lat. I oto w 1973 r. na scenę wkracza Nicolae Ceausescu i jego znana nam już fascynacja starożytną przeszłością Rumunii i Rumunów. Dyktator uznał, że tak niezwykły zabytek, jak Tropaeum Traiani, wspaniale wpisuje się w jego wizję wielkości dawnej Rumunii i przydałoby się przywrócić mu minioną chwałę, a przynajmniej oryginalny wygląd.
W roku 1973 r. rozpoczęto prace nad możliwie wierną rekonstrukcją Tropaeum Traiani, cesarskiego pomnika zwycięstwa. Odbudowa trwała cztery lata. Niewiadomym kosztem (reżim nigdy nie rozliczał się ze swoich wydatków) udało się dokonać czegoś właściwie niespotykanego na ziemiach dawnego Imperium Rzymskiego: przywrócono oryginalny wygląd starożytnego pomnika, który z miejsca stał się jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych rumuńskiej Dobrudży i naniósł Adamclisi na mapę miejsc wartych odwiedzenia.
Co warto zobaczyć w Adamclisi? Pomnik, miasto i muzeum
Tropaeum Traiani robi, jak wspomniałem, naprawdę duże wrażenie. W cenie 10 lei za bilet normalny i 5 za ulgowy można podejść do pomnika, stojącego pośrodku rozległego parku, i podziwiać ogromną konstrukcję sprzed 2 tys. lat. Zwłaszcza w porannym i wieczornym słońcu jest tu szczególnie pięknie, a cienie uwypuklają płaskorzeźby na metopach, ukazujące dynamiczne sceny walki, oczywiście głównie Rzymian spuszczających tęgie lanie Dakom.
Jednak sam pomnik to tylko jedna z trzech atrakcji Adamclisi. Nieopodal rozciągają się także ruiny miasta Tropaeum Traiani, które też można zwiedzić. Ruiny nie są może bardzo imponujące (nie w porównaniu np. do Rzymu czy Splitu), za to pięknie położone. Główna droga prowadzi wśród zrujnowanych rzymskich bazylik, z których zachowały się tylko fundamenty ścian i bazy kolumn. Warto wybrać się na spacer wzdłuż linii częściowo zachowanych murów obronnych fortu z pozostałościami 22 wież i 3 bram.
W Adamclisi koniecznie trzeba też odwiedzić nowe Muzeum Tropaeum Traiani, w którym przechowywane są oryginalne elementy konstrukcyjne pomnika, płaskorzeźby, posągi, a nawet przedmioty codziennego użytku, znalezione wokół monumentu i na terenie fortu. Tak, imponująca rekonstrukcja budowli została przeprowadzona z użyciem kopii oryginalnych elementów, a prawdziwe starożytne dzieła sztuki przechowywane są właśnie tutaj. Jasna i przestronna galeria odtwarza część muru Tropaeum i pozwala przyjrzeć się z bliska zdobiącym pomnik metopom.
Jeśli fascynuje cię historia starożytnego Rzymu, Tropaeum Traiani powinno koniecznie znaleźć się na twojej liście rumuńskich atrakcji do odwiedzenia. To jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Dobrudży i może jedyna korzyść, jaka wynikła z obsesji Ceausescu na punkcie specyficznie interpretowanej historii Rumunii.
Jak dojechać do Adamclisi z Konstancy?
Tak jak w przypadku Ion Corvin, do Adamclisi można dojechać w miarę wygodnie wynajętym samochodem lub taksówką (przejazd trwa nieco ponad godzinę), albo zabrać się ze zorganizowaną wycieczką. Biura turystyczne w Konstancy organizują całodzienne wypady do wybranych atrakcji okręgu, w tym często do Adamclisi.
Dojazd do Adamclisi z Konstancy:
Rumuńska kraina wina
Najeździliśmy się po atrakcjach okręgu Konstanca i najwyższa pora odpocząć. Świetnie się składa, że Dobrudża to kraina wina – lokalne winnice to świetne miejsca na postój, wypoczynek i posiłek podlany szlachetnym trunkiem przed ruszeniem w dalszą drogę, a niektóre to nawet atrakcje same w sobie.
Tak jest w przypadku winnicy Viisoara, otwartej w 2016 r. na obrzeżach miejscowości o tej samej nazwie. Viisoara oznacza „Małą Winnicę”. Nazwa, nadana w 1926 r., kiedy wieś trafiła na mapy Dobrudży, odnosi się do tradycji produkcji wina, które w tym regionie sięgają – zdaniem archeologów – nawet 6 tys. lat wstecz! Liczba ta nie wydaje się przesadzona. Viisora leży na obrzeżach doliny Caceamac, gdzie praktycznie wszystko - ukształtowanie powierzchni, rodzaj gleby, nasłonecznienie - sprzyja uprawie winorośli i produkcji wina.
W Caceamac od niepamiętnych czasów działało kilka niewielkich, rodzinnych winnic, które w 1947 r. zostały znacjonalizowane przez komunistów i szybko popadły w ruinę. Trudno się dziwić, że w regionie zawiązał się i prężnie działał ruch antykomunistyczny, z którego poczynań współcześni mieszkańcy Viisoary są bardzo dumni.
Nowa epoka zaczęła się w 1989 r., kiedy po śmierci Ceausescu zmienione warunki polityczne i gospodarcze zaczęły znowu sprzyjać małym przedsiębiorcom. Inwestycje były jednak niewielkie i powolne. Dopiero w 2016 r. Georghe Albu wreszcie zrealizował swoje marzenie o przywróceniu w Viisoarze winnicy z prawdziwego zdarzenia i założył własne przedsiębiorstwo. Na 330 hektarach zaprowadził uprawę 11 różnych rodzajów winogron, w tym 4 czerwonych i 7 białych.
Szczepy, sprowadzone z Francji, wymagały troskliwej opieki, ale Georghe wiedział, co robi. Umiał połączyć tradycyjne rumuńskie metody uprawy winorośli z nowoczesną technologią i odniósł sukces. Dziś Crama (czyli winnica) Viisoara produkuje rocznie 3,5 miliona litrów wina, które dojrzewa w 7 różnych rodzajach dębowych beczek, nadających poszczególnym partiom trunku odmienne walory smakowe i aromat. Już w rok po otwarciu winnicy trunki z Viisoary zdobyły 19 medali (w tym 7 złotych) w międzynarodowym konkursie enologicznym w Bukareszcie, a w 2018 r. wywalczyły złoto we włoskim Bergamo.
Atrakcje winnicy Viisoara
Crama Viisoara to nie tylko miejsce produkcji pysznych win, ale też prawdziwa atrakcja turystyczna i gratka dla pasjonatów wina, jego historii i tajników produkcji. Uczestnicy zorganizowanych wycieczek wpuszczani są do hali produkcyjnej, w której mogą oglądać wielkie, nowoczesne zbiorniki na wino o pojemności do 30 tys. litrów. Można też zajrzeć do magazynu, wypełnionego po brzegi pudłami z butelkami wina gotowymi do rozwiezienia po kraju, a także rozległą piwnicę, w której trunek dojrzewa w dębowych beczkach.
Oczywiście w programie zwiedzania jest też degustacja z komentarzem lokalnego eksperta, która odbywa się w dużym, klimatyzowanym pomieszczeniu przeznaczonym specjalnie do tego celu. Na parterze budynku mieści się restauracja na 100 miejsc, w której możesz się raczyć specjałami kuchni rumuńskiej z odpowiednio dobranym do każdego dania winem. Przy restauracji działa sklep, oferujący wszystkie produkowane w Viisoarze wina. Wcale nie są drogie, ceny zaczynają się od 20 lei (ok. 17,26 zł) za butelkę.
Na razie dłuższe pobyty z noclegami na terenie winnicy Viisoara nie są możliwe, ale zapewniono mnie, że już niedługo na użytek gości mają zostać udostępnione pokoje, dzięki czemu będzie można spędzić tu cały weekend, relaksując się wśród rozległych pól winnych i kosztując pysznych lokalnych win. Jest nawet atrakcja dla dzieci: minozoo, w którym można oglądać z bliska i głaskać kucyki, jelenie, łabędzie i innych oswojonych przedstawicieli lokalnej fauny.
Jak dojechać do winnicy Viisoara?
Przejazd samochodem z Konstancy do miejscowości Viisoara zajmuje ok. 45 minut. Turyści najczęściej docierają tu w ramach zorganizowanych wycieczek autokarowych, które można wykupić w biurach turystycznych Konstancy lub umówić w samej winnicy. Telefony kontaktowe i e-mail są dostępne na oficjalnej stronie internetowej firmy.
Wino i muzyka w Murfatlar
W winnicy Viisoara bawiliśmy się dobrze, ale powodowani poczuciem obowiązku i sumienności, postanowiliśmy zwiedzić jeszcze jedno miejsce, słynące z pysznych trunków, by upewnić się, że region Konstancy rzeczywiście można polecić smakoszom wina.
Do winnicy Murfatlar dotarliśmy przy pięknym zachodzie słońca. Powitano nas tradycyjnie chlebem, solą i palinką. Zaprowadzono nas do głównej jadalni, gdzie już czekał na nas suto zastawiony stół oraz bateria 6 win do degustacji.
Murfatlar to największa winnica w okręgu Konstanca. Uprawia się tu winorośl aż na 3 tys. hektarów. To też firma z tradycjami – eksperymentalną produkcję wina zaczęto tu jeszcze w 1947 r.
Fachowość i doświadczenie czuć w każdym łyku tutejszych win. W dodatku degustacje urozmaicane są tradycyjną muzyką, przez co w naturalny sposób zmieniają się w biesiady. Próbkę umiejętności kapeli, która przygrywała nam do wina, możesz wysłuchać na filmie, zamieszczonym na początku tego artykułu.
Ostatecznie ocena win i kultury winnej okręgu Konstanca musi być pozytywna. Rumuni kochają wino i zabawę, i dobrze wiedzą, jak łączyć jedno z drugim.
Winnica Murfatlar na mapie:
Zapraszam do galerii zdjęć atrakcji okręgu Konstanca: Klasztoru Groty św. Andrzeja, Adamclisi i winnicy Viisoara:
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Stronę Podróży codziennie. Obserwuj Stronę Podróży!
Czytaj też: Bukareszt - metropolia pełna kontrastów. To tu był „Paryż Wschodu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?