Spotkanie Przyjaciół na Kasprowym Wierchu. - Byliśmy bliżej nieba, bliżej siebie – mówi Rafał Sonik. Modlitwa o pokój i spokój na Ziemi!

Marek Długopolski
Marek Długopolski
23 kwietnia, już po raz 15. na szczycie „Świętej Góry” narciarzy, odbyło się Spotkanie Przyjaciół na Kasprowym Wierchu
23 kwietnia, już po raz 15. na szczycie „Świętej Góry” narciarzy, odbyło się Spotkanie Przyjaciół na Kasprowym Wierchu Marek Długopolski
- Codziennie docierają do nas informacje, które sprawiają, że drży serce. Najlepszym pocieszeniem w tym stanie ducha jest być bliżej siebie. I bliżej nieba! - tak Rafał Sonik, krakowski przedsiębiorca, filantrop, ale również wyśmienity sportowiec, zwycięzca Dakaru, rajdu uważanego za najtrudniejszy na świecie, zapraszał na jubileuszowe, już 15. Spotkanie Przyjaciół na Kasprowym Wierchu. Odbyło się ono 23 kwietnia, a tradycyjna msza św. odprawiona została na szczycie Kasprowego.

Przyjaciele na Kasprowym Wierchu

Tradycyjną mszę świętą, w intencji pokoju i spokoju na Ziemi, odprawił ksiądz Tomasz Stec, ojciec dyrektor Caritas Archidiecezji Krakowskiej
Tradycyjną mszę świętą, w intencji pokoju i spokoju na Ziemi, odprawił ksiądz Tomasz Stec, ojciec dyrektor Caritas Archidiecezji Krakowskiej Marek Długopolski

- Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, bardzo wielu Polaków, śmiem twierdzić, że ogromna część naszego społeczeństwa rzuciła się na pomoc naszym sąsiadom. Bez wątpienia można powiedzieć, że zdaliśmy historyczny, i oby jedyny taki w życiu, egzamin. Przyjęliśmy naszych gości pod nasze dachy - mówił Rafał Sonik. - To była niesamowita lekcja ludzkiej solidarności. Tego nikt się nie spodziewał. Na to co dzieje się w Polsce z podziwem patrzył cały świat. Pamiętajmy, że dobro zawsze powraca.

Gospodarz spotkania na szczycie Kasprowego przypomniał również o tych, którzy ucierpieli w tragicznym trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii oraz tych wszystkich, którzy nieśli im pomoc.

"Na Kasprowym Wierchu szczególnej mocy nabiera wspólna modlitwa o pokój, który jest jedną z fundamentalnych wartości w życiu ludzi i narodów. Za naszą wschodnią granicą trwa straszna wojna: Ukraina mężnie broni się przed brutalną napaścią imperialnej Rosji, płacąc ogromną cenę krwi i zniszczeń. My, Polacy, solidaryzujemy się z tymi, którzy walczą o wolność. Wspieramy Ukraińców i otaczamy opieką uchodźców wojennych. Wierzymy w zwycięstwo dobra nad złem, przywrócenie sprawiedliwości i bezpieczeństwa milionom naszych sąsiadów i przyjaciół" - w ten sposób do zgromadzonych - w specjalnym liście - zwrócił się Andrzej Duda, prezydent Polski, życząc jednocześnie, by to piękne spotkanie "zapisało się wieloma poruszającymi wspomnieniami".

Na Kasprowym piękne słowa skierował do Polaków również Wiaczesław Wojnarowśky, konsul generalny Ukrainy w Krakowie.

- Przypomniałem sobie dzisiaj słowa pisarza i weterana wojennego Ericha Marii Remarque, który powiedział, że jaśni ludzi są najbardziej widoczni w ciemnych czasach. Na pewno te słowa dotyczą każdej Polki i każdego Polaka. Polska, naród Polski (...) dokonali rzeczy niesłychanych na skalę światową – tak na poziomie politycznym jak i wsparcia bronią. Ale najważniejsze, że Szanowni Państwo otworzyliście swoje serca i domy dla moich rodaków. W imieniu narodu ukraińskiego serdecznie dziękuję każdemu z państwa, każdej Polsce, każdemu Polakowi. Zwyciężymy. Wierzymy w to. Sława Ukrainie, sława Rzeczypospolitej Polskiej – mówił konsul Wiaczesław Wojnarowśky.

Na Kasprowym poruszające słowa skierował do Polaków również Wiaczesław Wojnarowśky, konsul generalny Ukrainy w Krakowie.
Na Kasprowym poruszające słowa skierował do Polaków również Wiaczesław Wojnarowśky, konsul generalny Ukrainy w Krakowie. Marek Długopolski

Święto "wiary, która przenosi góry"

Kasprowa dziedzina - skalista i nieokiełznana, piękna oraz niebezpieczna – dawno, bardzo dawno temu podbiła serce i duszę Rafała Sonika. 23 kwietnia, już po raz 15. na szczycie „Świętej Góry” narciarzy, zorganizował Spotkanie Przyjaciół na Kasprowym Wierchu. - Prognozy pogody na razie są dla nas łaskawe - zachęcał krakowski przedsiębiorca.

A co by się stało, gdyby aura się zmieniła?

- Historia naszych spotkań wskazuje, że nawet w czasie śnieżycy, deszczu, czy silnego wiatru, uczestnikom nie brakuje żaru potrzebnego, by rozgrzać atmosferę. Wierzę też, że po raz kolejny będzie to wielkie święto przyjaźni i pielęgnowania relacji międzyludzkich. Wiary, która przenosi góry i czystych intencji, które zmienione w dobro, mają siłę by zmieniać świat – podkreśla Rafał Sonik.

Tym razem pogoda była wyśmienita. Było słonecznie, a delikatny wiatr gnał chmury wysoko ponad tatrzańskimi turniami.

Karolina Leszko na Kasprowym wykonała m.in. „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena
Karolina Leszko na Kasprowym wykonała m.in. „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena Marek Długopolski

Na górnej stacji kolei Kasprowy Wierch - od godz. 10 do 12.30 – można było obejrzeć archiwalne zdjęcia i filmy, w tym te, które wykonano podczas wcześniejszych Spotkań Przyjaciół na Kasprowym Wierchu. Zgromadzeni na tym pięknym szczycie, mogli również podziwiać niezwykły kunszt wokalny Karoliny Leszko, która wykonała m.in. „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena, a także „Kocham wolność” w interpretacji Chłopców z Placu Broni.

Nad tatrzańskimi graniami popłynęło również „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni
Nad tatrzańskimi graniami popłynęło również „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni Marek Długopolski

Tradycyjną mszę świętą, w intencji pokoju i spokoju na Ziemi, odprawił ksiądz Tomasz Stec, ojciec dyrektor Caritas Archidiecezji Krakowskiej.

Gołębie, symbole pokoju, wzbiły się ponad tatrzańskie granie

Po jej zakończeniu w niebo wzbiły się białe gołębie… Symbole pokoju pofrunęły ponad tatrzańskie granie, wiedzione nutami „We are the World”, piosenki, którą wykonał chór gospel. I wspomnieć należy, że na szczycie Kasprowego stanął również konsul generalny Ukrainy. To niezwykłe spotkanie tradycyjnie zakończyło się zdjęciem uczestników, a także długimi „rozmowami przyjaciół”.

***

RAFAŁ SONIK: - Wierzę, że po raz kolejny będzie to wielkie święto przyjaźni i pielęgnowania relacji międzyludzkich. Wiary, która przenosi góry i czystych
RAFAŁ SONIK: - Wierzę, że po raz kolejny będzie to wielkie święto przyjaźni i pielęgnowania relacji międzyludzkich. Wiary, która przenosi góry i czystych intencji, które zmienione w dobro, mają siłę by zmieniać świat Marek Długopolski

- Na Kasprowym można odzyskać spokój?
- Mimo wszystko, tak.

- A pokój?
- Zawsze można się tutaj o niego pomodlić…

- Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że o pokój – przynajmniej w naszej części Europy – nie trzeba się modlić. Po prostu, mimo oczywiście różnych problemów, trudności i niepokojów, był.
- Nie tylko był, ale wydawało się, że nie jest zagrożony. Oczywiście oznaki zbliżającego się konfliktu widać było już wcześniej. Niestety, jak to z symptomami bywa, najłatwiej je dostrzec z pewnej perspektywy czasowej, gdy już się wydarzą.

- Może jednak nie potrafiliśmy ich ujrzeć?

- Powiem nieco mocniej, oczywiście patrząc z perspektywy czasu. Większość z nas desperacko nie chciała ich dostrzec, a zagrożenie nadchodzące ze wschodu wkładaliśmy między bajki. I właśnie dlatego barbarzyński atak Rosji na Ukrainę kompletnie nas zaskoczył.

- Tych sygnałów zbliżającej się wojny w ostatnich kilkudziesięciu latach było jednak sporo...
- Zgadza się. Jednak wszystkie te konflikty toczyły się z dala od naszych granic. Afryka - daleko, Syria - daleko, Afganistan - daleko, Gruzja - daleko. Nawet wojna rosyjsko-ukraińska, tocząca się przecież od 2014 roku, większości z nas nie otrzeźwiła, nie pozwoliła nam zedrzeć zasłony milczenia. Europa i świat nic nie zrobiły, aby jej przeciwdziałać.

- Tygodnie poprzedzające 24 lutego 2022 roku…
- ...to był jakiś rodzaj matriksa, schizofrenii. W ogóle nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Wszyscy myśleli, że to gra Rosji, eskalowanie napięcia politycznego, aby uzyskać kolejne koncesje i ustępstwa.

- Jednak tym razem było inaczej.
- To prawda. W jednej chwili okazało się, że mamy wojnę w Europie. Konflikt bardzo agresywny, krwawy i bezlitosny. Rosjanie nie tylko walczyli z żołnierzami, ale mordowali kobiety, dzieci, starców… Rozstrzeliwali i torturowali. Nic więc dziwnego, że z Ukrainy, szczególnie jej wschodniej części, ruszyła wielka fala ludzi. Miliony Ukraińców, często tylko z podręcznym bagażem, wyruszyło w kierunku zachodniej granicy, także tej z Polską. Takiej fali ludzi nikt się nie spodziewał.

- Mimo to na granicy polsko-ukraińskiej, oczywiście także w innych państwach, czekano na nich z otwartymi sercami, ciepłą strawą, słodyczami dla dzieci, ubraniami, ofertą transportu i noclegów...

- Tak, to było niesamowite i zarazem niezwykle budujące. Takiej mobilizacji oraz reakcji polskiego społeczeństwa również nikt na świecie się nie spodziewał.

- Pana firmy, pracownicy, ale też bliscy i przyjaciele, również wzięli udział w tym ogromnym projekcie pomocowym…
- Staraliśmy się, jak prawie wszyscy. Pomagaliśmy na wszelkie możliwe sposoby. Wspomnę tylko, że przez pierwsze pół roku wojny rosyjsko-ukraińskiej szedłem spać o godz. 2, 3, by po 4, 5 godzinach snu, dalej organizować pomoc. I tak dzień w dzień, podobnie moi pracownicy. Robiliśmy, co mogliśmy, aby ulżyć potrzebującym.

- Gdy odbywała się 14. msza św. na Kasprowym Wierchu...

- ...wojska rosyjskie wciąż stały pod Kijowem. Dedykacja mszy świętej, modlitwa o pokój w Ukrainie, była więc oczywista. Nie było cienia wątpliwości. Chcieliśmy pokazać, że w tej niezwykle trudnej chwili nie tylko wspieramy naszych sąsiadów za wschodnią granicą, ale też sami potrafimy się odnaleźć. Wprawdzie jest niebezpiecznie, strasznie, trudno się z tym barbarzyństwem oswoić, ale jesteśmy razem z Ukraińcami, potrafimy zbudować bliskości między naszymi narodami. Na Kasprowy Wierch zaprosiliśmy wtedy ukraińskie dzieci i dorosłych. Chcieliśmy przekazać i pokazać, że w Polsce mogą czuć się bezpiecznie, mogą czuć się tak jak przed wojną w domu.

- Zaproponowałeś też, aby nie nazywać ich uchodźcami, migrantami, emigrantami, a gośćmi… Dlaczego?
- Bo oni nie byli uchodźcami, byli naszymi gośćmi. Wszyscy, którzy przekroczyli granice - kobiety, dzieci i seniorzy. Zaprosiliśmy ich do mieszkań i domów. Mówiliśmy, przybywajcie i czujcie się jak u siebie. My zaś na pewno będziemy się starali być dobrymi gospodarzami.

- „Gość” - to tylko słowo. Czy wtedy miało aż tak wielkie znaczenie?
- „Gość w dom, Bóg w dom” – tak głosi jedno z naszych przysłów. I ono doskonale, może najpełniej oddaje istotę określenia „gość”. Zasada ta nakazuje gospodarzowi, by przybyłego przyjąć serdecznie, gościnnie, z wielką atencją podejść do wszystkich jego problemów. Słowo to oznacza również większy szacunek, dodaje godności, jest inaczej nacechowane.

- Skoro jesteście naszymi gośćmi…
- Jeżeli tylko zechcecie lub los tak sprawi, to oczywiście możecie zostać. I my to rozumiemy, bo przecież przez stulecia emigrowaliśmy – do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Argentyny i Brazylii oraz do Niemiec, Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Kto jak kto, ale Polacy potrafią doskonale zrozumieć procesy migracyjne, oczywiście jeśli tylko mają odrobinę świadomości historycznej. Chodzi nie tylko o to, by godnie przyjąć, ale również dać godność, tak, by nikt nie czuł, że jest intruzem. Zdecydowana większość Polaków doskonale rozumie, że nasi sąsiedzi przyjechali do nas, bo nie mieli innego wyjścia. Na Ukrainie, szczególnie w jej wschodniej części, mogli tylko zginąć.

- Skąd Wiesz jak czuje się taki człowiek?
- Kiedyś sam byłem emigrantem. Na szczęście... zarobkowym. W latach osiemdziesiątych mieszkałem w Niemczech zachodnich. Tam pracowałem jako student.

- Tak samo czuła większość Polaków.

- Myślę, że przytłaczająca większość. To dzięki temu wszyscy, którzy opuścili krwawiąca Ukrainę, nie trafili do obozów uchodźców, a do polskich domów. To była niesamowita lekcja ludzkiej solidarności… Tego nikt się nie spodziewał. Na to co dzieje się w Polsce z podziwem patrzył cały świat.

A tak było w minionych latach podczas Spotkania Przyjaciół na Kasprowym Wierchu
A tak było w minionych latach podczas Spotkania Przyjaciół na Kasprowym Wierchu Archiwum Rafała Sonika

- I ubiegłoroczna msza święta na Kasprowym Wierchu była tego symbolem?
- Tak. Jednak nie chodziło nam tylko o to, by pokazać, że wspieramy naszych braci i siostry duchowo, materialnie, czy militarnie.

- A o co jeszcze?
- Modliliśmy się o pokój, zaprzestanie ludobójstwa oraz dusze zabitych i pomordowanych. Chcieliśmy też uświadomić, a może bardziej pokazać, że oto w ciągu niewielu dni staliśmy się właściwie państwem dwunarodowym. W ciągu kilku miesięcy przyjęliśmy pod swoje dachy kilka milionów Ukraińców, głównie kobiet, dzieci i seniorów. I musimy sobie zdać sprawę z tego, że wielu z nich, szczególnie tych, którzy pochodzą z rejonów ogarniętych krwawymi walkami, a więc miejsc, gdzie Rosjanie stosują taktykę spalonej ziemi, będzie naszymi gośćmi nieco dłużej, a niektórzy pozostaną u nas na zawsze, gdyż nie będą mieli nie tylko do czego, ale przede wszystkim do kogo wracać.

- Wojna wciąż bowiem trwa.
- Trwa. Od kul, pocisków i rakiet, cały czas giną tysiące Ukraińców. Niestety, choć codziennie docierają do nas kolejne straszne, dramatyczne i tragiczne informacje, trochę oswoiliśmy się z nią. Dlatego też po raz kolejny na Kasprowy zapraszamy naszych gości z Ukrainy...

- Stąd pierwszy człon wezwania do modlitwy „o pokój…”, ale w tej intencji jest jeszcze słowo „spokój”. Czy ono również związane jest z wydarzeniami w Ukrainie?
- W ten sposób chcemy zwrócić uwagę, oczywiście cały czas pamiętając o wojnie w Ukrainie, że na świecie dzieją się też wydarzenia, o których w zasadzie nie pamiętamy, albo pamiętamy bardzo krótko, takie, które bardzo często zamiatamy pod przysłowiowy dywan.

- Co masz na myśli?
- Choćby potężne trzęsienie Ziemi, do którego niedawno doszło w Turcji, Armenii i Syrii. Oficjalnie zginęło w nim kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a mogło – oczywiście moim zdaniem, bo tego typu zadarzenia zwykle są niedoszacowane - nawet sto tysięcy. Kilkaset tysięcy, jeśli nie milion, odniosło obrażenia. Kolejne setki tysięcy straciło dach nad głową… I co? Nagle przestało się o tym mówić, informacje zniknęły z czołówek mediów. W tych krajach wszystkie problemy – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – nagle zniknęły? No, nie! Więc dlaczego o tym nie mówimy? Co się takiego stało, że świat nagle przestał dostrzegać dramat tych ludzi, dramat tych krajów… I właśnie dlatego na Kasprowym Wierchu chcemy się modlić nie tylko o pokój, ale także spokój… Bo Ziemia, a właściwie skorupa ziemska, cały czas drży. Drżą także nasze serca…

- Czy to tylko wołanie o pamięć?
- O pamięć, ale nie tylko. Także o pomoc. W sytuacji, gdy pod gruzami giną całe rodziny, a nawet pokolenia, znikają nie tylko pojedyncze domy, dzielnice, ale całe miasta, wołanie o pamięć już nie wystarcza. To także wołanie o pomoc, ale również o opamiętanie, by np. nie budować domów na terenach sejsmicznych. Więc będziemy wołać - tu i teraz - o pokój i spokój!

- Msze na Kasprowym zawsze miały swój niezwykły charakter...
- Nie traktuję ich, i chyba nigdy nie traktowałem, jako jakiegoś rodzaju ortodoksji religijnej, a raczej jako wezwanie do głębokiej refleksji.

- Czy jednak nie przerodziły się w pewien rodzaj misji skoro organizujesz je już od kilkunastu lat?
- Myślę, że można tak powiedzieć... Jeśli zaś tak to pięknie określimy, to moją misją jest to, aby wywoływać, zachęcać, a nawet inspirować ludzi do zmiany wewnętrznej. Także do większej świadomości i spolegliwości, ale też większego szacunku do innych. W doli i niedoli. Jeśli bowiem jesteśmy empatyczni, zawsze możemy być bliżsi sobie. Jeżeli zaś jesteśmy życzliwi dla siebie nawzajem, to nawet życie w niedoli bywa znośniejsze, trochę lepsze. Takie właśnie jest przesłanie tej mszy św.

- Kasprowy Wierch tworzy też bardzo szczególną aurę.
- To prawda. Spotykamy się przecież, jak mawiał klasyk w „Rejsie”, „w tak pięknych okolicznościach przyrody”, takich, które wszyscy doceniają i dostrzegają. Dlatego też przekaz płunący z Kasprowego - byśmy byli dla siebie bliżsi, lepsi oraz bardziej życzliwi – wydaje się mocniejszy, lepiej się przebija, płynie dalej. Oczywiście znam takie przypadki, niestety też blisko siebie, że ten przekaz nie dociera…

- Jeśli nie do wszystkich dociera?
- To wcale nie oznacza, że nie ma sensu. Jeśli bowiem nie dotrze za pierwszym razem, może uda się za drugim, trzecim, czwartym… Nie należy rezygnować, nie można się zrażać. Trzeba być konsekwentnym, a może kiedyś przyniesie skutek. Wspomnę tylko, że msze na Kasprowym zmieniły moje życie - też wielu moich bliskich – na lepsze. Wszyscy, którzy bywają w Tatrach, stają się odrobinkę lepsi.

- Lepsi w całym życiu?
- Tego oczywiście nie wiem, choć mam nadzieję, że nie tylko na Kasprowym. Dla tych kilku tysięcy ludzi, których przez te lata mieliśmy przyjemność gościć na szczycie, był to bardzo ważny czas, często punkt zwrotny w życiu. Czy jednak w czasach, gdy wiele osób odchodzi od kościoła rozumianego jako instytucja, powinniśmy odchodzić od siebie nawzajem, od pewnego symbolu jakim jest wspólna modlitwa? No, nie powinniśmy. Tym bardziej więc uważam, że wydarzenie to zyskuje na znaczeniu.

- Dla kogo jest to więc msza św.?

- Dedykowana jest każdemu, kto jest gotów do pewnej autorefleksji, ale też dla tych, którzy takiej autorefleksji poszukują. Człowiek to nie tylko ciało i jego potrzeby, to nie tylko sfera materialna, ale też – w jakąkolwiek by stronę nie skierował emocji i uczuć - sfera duchowa, także religijna. A energię tę warto czerpać z dobrego źródła.

- Na Kasprowym takie źródło łatwiej odnaleźć?
- Ono tam jest. Z tego szczytu jest też bardzo dobra perspektywa. Widzimy oczywiście Tatry, Gorce, Babią Górę, a nawet nieco dalej. Na wyciągnięcie ręki mamy Podhale, Orawę oraz Spisz. Łatwiej stąd dostrzegamy również problemy świata – naszego, ale i globalnego. Tu łatwiej o pewien dystans do pędzącej, otaczającej nas zewsząd codzienności. Widać więc doskonale, że wszystkie zatargi, waśnie, konflikty, spory, czy dyskusje, mają czwartorzędne znaczenie... Ale jest tu jeszcze to coś, czego nie widać, coś co trzeba poczuć.

- W ten sposób na dole, na nizinach, u naszych stóp pozostawiamy codzienność?
- Tak. I dlatego pozostaje nam góra, szczyt, coś ponad nim. Absolut, który chcemy zgłębić... Dla mnie to msza i modlitwa. Wspólny śpiew oraz zaduma. Cisza i huraganowy wiatr. Piękne słońce i zamieć śnieżna. Na Kasprowym mamy wszystko. Jest więc taką współczesną kwintesencją życia, ale też przeżycia duchowego.

- Potrzebnego współczesnemu człowiekowi?
- Na pewno.

- Najważniejszym punktem spotkania jest zawsze msza św.

- Zgadza się. Na szczycie Kasprowego Wierchu, wśród wspaniałej tatrzańskiej przyrody, tak blisko nieba, odprawiali ją kardynał Kazimierz Nycz, arcybiskup Grzegorz Ryś, arcybiskup Marek Jędraszewski, ale także ks. Andrzej Augustyński i ksiądz Petro Tsiviuk. W tym roku, liturgię na szczycie „Świętej Góry” narciarzy będzie celebrował ksiądz Tomasz Stec, ojciec dyrektor Caritas Archidiecezji Krakowskiej. Odprawi ją – jak już wspomniałem - w intencji pokoju i spokoju na Ziemi w odniesieniu zarówno do trwającej za naszą wschodnią granicą wojny, jak i lutowych trzęsień ziemi, które dotknęły mieszkańców Turcji, Syrii oraz Armenii.

- Zawsze też powtarzasz, że Kasprowy tego jednego dnia zamienia się w świątynię bez ścian, dachu, okien...
- Bo to szczera prawda. To świątynia otwarta dla każdego. Zawsze to powtarzam i mam nadzieję powtarzać to jeszcze wiele lat. Dla mnie kościół jest nie tylko piękną budowlą, w której panuje cisza i spokój - oczywiście taka świątynia również jest potrzebna, ma ogromną wartość – dla mnie kościół to również świat, w którym niekiedy wieje halny, a jego porywy zwalają z nóg; zamieć, która niesie ostre jak brzytwa igiełki śniegu; potężna burza z piorunami, ale też cudownie błękitne niebo, pocięte na horyzoncie postrzępionymi tatrzańskimi graniami. Wiatr, zamieć, zawieja, ulewa, burza i słońce - jak w życiu. Zawsze jednak pozostaje sacrum...

- Msza ta to zaproszenie… Dla kogo?
- Dla wszystkich. Katolików i grekokatolików, prawosławnych i ewangelików. Wierzących i niewierzących. Miłośników gór i tych, którzy tylko tego dnia przezwyciężają przed nimi swój lęk. Ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego, obecnych i byłych pracowników Polskich Kolei Linowych, turystów i olimpijczyków. Zmieniają się twarze, pogoda, intencje modlitw, ale zawsze atmosfera jest taka sama. Wobec każdego mamy taki sam uśmiech, serdeczność, taką samą szczerość w spojrzeniu. Od nikogo niczego nie oczekujemy. Nie mamy żadnej dwuznacznej misji. Robimy to z pełnym poświęceniem wielu osób, od wielu lat. Dla dobra wspólnego.

- Czy organizując pierwszą mszę św. na Kasprowym, a przypomnijmy, że została odprawiona 5 maja 2007 roku, miałeś już tego świadomość?
- Nie. Nie organizowałem jej ze świadomością, że to będzie wydarzenie cykliczne, że dla wielu stanie się tak ważne.

- A o czym wtedy myślałeś?
- Ze znajomymi chcieliśmy w ten sposób pożegnać naszą ukochaną... „babcię”. Tak nazywaliśmy nasz najcenniejszy skarb, starą kolej na Kasprowy Wierch, która w 2007 r., po 71 latach wytężonej pracy, miała dokonać żywota. Razem z nią miało zniknąć to wszystko, co przez wiele lat nam towarzyszyło, co kochaliśmy. Dla nas był to koniec pewnej epoki, niesłychanie ważnej w życiu. Zniknąć miały nie tylko wagoniki, liny, ale także ławeczki z powycinanymi na nich serduszkami... Jedni się w niej poznali, inni zakochali. Postanowiliśmy więc, wspólnie z Markiem Gajewskim oraz Piotrem Pawelą, godnie uczcić jej odejście. Miało to być jednorazowe wydarzenie, coś dla ciała, ale i dla ducha.

- Jeśli dla ducha to msza św.?

- Tak. I dopiero wtedy odkryłem, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i zaskoczeniu, że na Kasprowym, choć przebywali na nim Jan Paweł II, setki kardynałów i biskupów, tysiące księży, nikt jeszcze nie odprawił mszy świętej. Ta pierwsza celebrowana była we mgle, takiej trochę mistycznej. I wtedy to okazało się, że jest bardzo potrzebna, otworzyła wiele serc. Wtedy również uświadomiłem sobie, że jest to jedyny tatrzański szczyt po naszej stronie, na który bez problemu mogą dostać się seniorzy. Zapytaliśmy ich później, co o tym myślą. Byli tak zachwyceni, że postanowiliśmy spróbować za rok. I tak oto życie kolejny raz nas zaskoczyło. To zaskoczenie wciąż trwa… Tak minęło 16 lat.

- Dlaczego to robisz? Mógłbyś te pieniądze, ale też energię, w którą w to wkładacie, spożytkować w inny sposób?
- Dlaczego? Bo to… sprawia mi radość. Pieniądze to ułuda, raz są, innym razem ich nie ma. Nawet, gdy są dają tylko pozory szczęścia, chwilę, moment zadowolenia. Mnie zaś uszczęśliwia to wszystko, co stanowi istotną wartość dla otaczających mnie ludzi. Nigdy nie zadawalałem się pewnymi atrybutami luksusu, nawet się trochę z nimi źle czułem. Nie potrzebuję kolejnego złotego zegarka, kilku szybkich samochodów czy motocykli, jachtów oraz samolotów… Nie potrzebuję tego wszystkiego, aby się dobrze czuć. Wiesz… Może to dlatego, że żyłem w biednych czasach minionego wieku.

- Znam wielu takich, którzy nieco inaczej myślą.
- I ja znam wielu ludzi, którzy mają dużo większy majątek oraz dużo większe możliwości ode mnie. Takich, którzy tylko zawężają się w swoim rozumieniu korzystania z owoców pracy do właśnie pewnych atrybutów luksusu. Obserwując ich, mogę stwierdzić, że im więcej mają, tym bardziej są nieszczęśliwi. Niespełnieni, zawiedzeni i – powtórzę to – nieszczęśliwi. Te msze to takie małe podziękowanie ode mnie dla Opatrzności.

- Bez pieniędzy jednak wielu rzeczy nie da się zrobić.
- To prawda. Oczywiście, jakieś elementy komfortu zawsze są potrzebne, mają znaczenie. Trudno dzisiaj np. wyobrazić sobie samochód bez klimatyzacji czy ABS. Tego rodzaju komfort, np. komfort bezpieczeństwa, ma oczywiście znaczenie. Pieniądze potrzebne mi były również do realizacji sportowych pasji, np. dzięki nim dojechałem do mety Dakaru, rajdu uważanego za najtrudniejszy na świecie.

- Pokaźne konto też może pomóc wielu ludziom…
- Moje pomaga...

- Twierdzisz więc, że Twoim celem, jednego z najbardziej wziętych polskich biznesmenów, nie były pieniądze?
- Nigdy pieniądze nie były celem mojego życia. Były tylko jednym z elementów układanki, i zapewniam, wcale nie dominującym. Im jestem starszy, tym zaś bardziej doceniam sprawy niematerialne, duchowe.

- Bardziej niż kiedyś?
- Tak. Jednak świadomość tego miałem już od dawna... Będąc w liceum, a była to pierwsza połowa lat osiemdziesiątych XX wieku (wtedy już zarabiałem na siebie), mama zapytała mnie kiedy nadejdzie taki moment, że przestanę się dorabiać. Odpowiedziałem jej wtedy tak: „Mamo, pieniądze to nie jest cel, są tylko środkiem”. Oczywiście wtedy miałem jeszcze dość małą świadomość, ale już czułem, że są jedynie środkiem do naszych marzeń. I to, co mnie napawa największą satysfakcją, to nie to, że miałem oraz mam pieniądze, ale to w jaki sposób jej wykorzystywałem i wykorzystuję.

- Dlatego organizujesz msze św. pod tatrzańskim niebem?
- Tak. W lutym 2022 r. zadrżał w posadach wolny świat, kiedy Rosja bezprawnie napadła na Ukrainę. W lutym 2023 roku zadrżała ziemia w Turcji, Syrii i Armenii, zabierając życie dziesiątków tysięcy ludzi. W obliczu wojny i kataklizmu stajemy najczęściej bezbronni. Codziennie też docierają do nas informacje, które sprawiają, że drży serce. Najlepszym pocieszeniem w tym stanie ducha jest być bliżej siebie. I bliżej nieba!

- Żyjemy w czasie dużej niepewności…

- Dlatego tak olbrzymie znaczenie ma to, by być sobie życzliwym. Nic, ale to absolutnie nic, nie zyskujemy na braku życzliwości. Nic też nie zyskujemy na atomizacji. Tak więc kochani, przyjaciele, nasza „Święta Góra” czeka. Będzie to nasze podziękowanie dla losu i Opatrzności, że wciąż nad nami czuwają!

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na stronapodrozy.pl Strona Podróży